sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 45 - Zbiorowy trening

Stoimy na dziedzińcu przed zamkiem i czekamy na resztę znajomych Jonathana. Znaczy staliśmy kilka metrów od siebie, ponieważ co chwilę ktoś podchodzi do niego i wita się a ja nie chcę mu przeszkadzać. Rozmawiają chwilę po czym ta osoba odchodzi. I tak w kółko. To już chyba dziesiąta osoba, która robi dokładnie to samo. Powoli zaczynam mieć tego dość. Czy ci ludzie naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty? Chyba, że to ich jakiś obowiązek, żeby przywitać się z następcą tronu ( jak to doniośle brzmi a chodzi tylko o mojego brata) albo są to jego znajomi. Nie wiem.
- Hej, Rose - z moich rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos, mianowicie głos Thomasa - Wszystko w porządku? - pomachał mi ręką przed twarzą.
- Tak, w porządku - odezwałam się.
- Jesteś pewna? Nie wyglądasz dobrze.
- Dzięki - prychnęłam.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Zawsze pięknie wyglądasz tylko ugh ... no rozumiesz - jąkał się aż nie możliwe on się jąkał.
- Wiem żartuję przecież - kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze - wracając do twojego pytania wszystko ze mną dobrze po prostu się zamyśliłam -  wytłumaczyłam.
- To co idziemy? - koło nas zjawił się Jace - Tak w ogóle to czemu zwiałaś siostrzyczko? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Przecież nie uciekłam tylko odsunęłam się trochę.
- Mniejsza o to. Powiesz mi dlaczego?
- No bo nie chciałam ci przeszkadzać - spojrzałam na swoje buty, które teraz wydawały się bardzo interesujące.
- Nigdy mi nie przeszkadzasz siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam - to jak możemy już iść? - skinęłam twierdząco głową. Na co on odwrócił się i poszedł w nieznanym mi kierunku. Chwyciłam Thomasa za rękę i ruszyłam za nim.
- Ej, idziemy - krzyknął ktoś kiedy zobaczył, że wychodzimy. Wszyscy ruszyli za nami. Chwilę później szliśmy na czele dość sporej grupy wampirów. Po paru minutach marszu znaleźliśmy się na jakiejś polanie. Kojarzę skądś to miejsce ale nie mam pojęcia skąd.
- Jesteśmy - szepnął mi do ucha mój chłopak.
- No to jak dzielimy się na grupy i zaczynamy? - krzyknął Jace, który w tym momencie stał na jakimś kamieniu i mówił do zgromadzonych. W odpowiedzi prawie wszyscy krzyknęli "tak".
Po jakiś piętnastu minutach wszyscy byli podzieleni a Jace tłumaczył mi zasady. Chodziło mniej więcej o to, że osoby z dwóch przeciwnych drużyn "biły się" czyli trenowały ze sobą i jak to oni zrobili z tego zawody. Drużyna która przegra więcej "pojedynków" co raczej jest logiczne przegrywa. Zwycięzcy wymyślają przegranym jakieś zadanie do wykonania. Pierwszy walczył Lucas z jakimś chłopakiem, którego nie znam.
- Raz, dwa, trzy - odliczył Jace i wskazał na zwycięzcę, którym okazał się Luke. Wpisali punkty na tablicę. Nie wiem nawet skąd ją wzięli ale to nic.
Po jakiś dwóch godzinach skończyli wszystkie walki. Akurat ja nie brałam w tym udziału ponieważ jak to stwierdził mój brat : jestem za słaba i leżałabym w ciągu trzech sekund. Z racji takiej, że nie bardzo mi zależało na biciu się z kimś nie kłóciłam się z nim. Wygrana drużyna wymyśliła, że przegrani muszą przebiec trzy razy wokół zamku w bieliźnie jutro w południe. Mieli to zrobić dzisiaj ale, że jest ciemno i nikt by ich nie widział to przełożyli to na jutro. No nie powiem to mogłoby być zabawne.
















sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 44 - Rozkaz
 
Wróciłam do mojego pokoju, w którym czekał nie to inny jak mój kochany starszy braciszek Jonathan. Siedział na moim łóżku i robił coś na telefonie.
- Hej - przywitałam się z nim.
- O hej - podniósł głowę znad telefonu - czekałem na ciebie - odłożył urządzenie i wstał z łóżka.
- No co ty nie powiesz - prychnęłam sarkastycznie - Nie domyśliła bym się.
- Oj nie bądź zła.
- Jak mam nie być zła skoro wchodzę do pokoju a ty tu siedzisz. I jakby nigdy nic sobie na mnie czekasz - powiedziałam lekko zdenerwowana jego zachowaniem.
- Dobra przepraszam następnym razem cię uprzedzę. Teraz mogę już powiedzieć ci po co przyszedłem?
- Mhm - mruknęłam w odpowiedzi.
- Przyniosłem ci ubrania.
- Po co? Przecież mam całą szafę ubrań - wskazałam ręką na ogromną garderobę, która znajdowała się w moim pokoju.
- Tak ale przyniosłem ci ubrania na trening.
- Jaki trening? - zdziwiłam się.
- Mamy dzisiaj trening o siedemnastej. Oczywiście masz się tam zjawić - uśmiechnął się tajemniczo.
- Z kim mamy trening? - zaakcentowałam przed ostatnie słowo.
- Z moimi kolegami i innymi wampirami ze szkoły - wyjaśnił.
- A ja mam tam być ponieważ...?
- Ja tego chcę. I jesteś moją siostrzyczką, która musi się nauczyć walczyć a w większej grupie będzie ci łatwiej - wyjaśnił.
- Co jeśli ja nie chcę?
- Nie masz wyjścia - wzruszył obojętnie ramionami - Spokojnie nic ci się tam nie stanie. Ochronie cię jakby coś - uśmiechnął się - To jak pójdziesz z nami?
- Sam przed chwilą powiedziałeś, że nie mam wyboru.
- No i to mi się podoba - uśmiechnął się - przyjdę po ciebie za dziesięć piąta. Bądź gotowa bo nie będzie mi się chciało na ciebie czekać.
- Dobra teraz możesz już wyjść - wskazałam ręką drzwi.
- Już mnie wyganiasz? - udał obrażonego.
- Nie ale wyjdź - zaśmiałam się.
- Dobra już wychodzę. Tylko nie zapomnij o treningu.
- W porządku będę pamiętać a teraz wyjdź w końcu - nalegałam, żeby opuścił pomieszczenie. Właściwie nie wiem dlaczego po prostu chciałam, żeby go tu nie było.
- Już nie wściekaj się tak. Wychodzę - pomachał mi i nareszcie opuścił mój pokój. Usiadłam przed biurkiem i włączyłam laptopa. Sprawdziłam moje portale społecznościowe po czym zamknęłam komputer i położyłam się do łóżka. Włączyłam telewizor i oglądałam jakieś beznadziejne reality show kiedy wybiła szesnasta i musiałam wstać i ubrać się. Zabrałam ubrania, które przyniósł mi Jace i poszłam do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, wytarłam się i założyłam przygotowany zestaw. Zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w wysoki kucyk. Po czym wróciłam do pokoju. Była równo za dziesięć piąta kiedy ktoś zapukał do pokoju. Poszłam otworzyć z przekonaniem, że to Jace. Oczywiście nie pomyliłam się bo przed drzwiami stał właśnie on.
- To jak siostrzyczko idziemy? - spytał nie witając się.
- Tak - odpowiedziałam i wyszła.







sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 43 - Następna lekcja

- To o czym będę się uczyć dzisiaj? -  spytałam ciekawa tematu dzisiejszego tematu zajęć.
- Myślałam o dziedziczeniu tronu. Co ty na to? - spojrzała na mnie.
- Jak dla mnie w porządku.
- Okay to od początku. Będę tłumaczyć to na przykładzie twojej rodziny jeśli nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, że nie. Możesz kontynuować.
- Władze dziedziczy najstarsze dziecko obecnego władcy. Nie zależnie od jego płci. W wypadku kiedy panujący król nie ma dzieci następnego przywódcę wybierają  osoby, które znaczą coś w królestwie. Czyli taka jakby szlachta.
- Co jaki czas zmienia się władza? - przerwałam jej zadając pytanie.
- Właśnie miałam to powiedzieć - zaśmiała się cicho - Zmienia się co sto lat. Oczywiście są wyjątki. Jak na przykład kiedy obecnemu władcy się coś stanie wtedy bez zwłocznie zasiada na tronie jego najstarsze dziecko. Jeśli on też zginie to młodsze dziecko i tak dalej.
- Nie rozumiem - wyznałam.
- Wytłumaczę ci na waszym przykładzie. Jeśli Victor czyli twojemu ojcu nie daj Boże coś się stanie to tron obejmie Jace jeśli i on zginie ty będziesz rządzić. Teraz rozumiesz?
- Tak. Myślę, że tak - odpowiedziałam.
- To dobrze. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - spytała.
- Chyba nie - zastanowiła  się - albo jednak tak.
- Mów więc.
- Co by było gdyby wszyscy z królestwa zginęli? - wymyśliłam hardkorowy scenariusz.
- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia - uśmiechnęła się lekko - Jeszcze nigdy nic takiego nie miało miejsca. Ale jedno muszę ci przyznać wyobraźnie to ty masz rozwiniętą.
- Wcale nie. Tak mi po prostu przyszło do głowy - przyznałam.
- Powiedzmy, że ci wierzę - poszerzyła swój uśmiech - Jeszcze tylko jedno i możesz iść. Żeby zostać królem musisz mieć skończone dwadzieścia pięć lat. Jak zawsze są wyjątki ale to zdarza się bardzo rzadko dlatego nie będę ci tłumaczyć. No to by było na tyle.
- To do zobaczenia - wstałam z krzesła i skierowałam się do drzwi.
- Przyjdę do ciebie później i ustalimy datę i godzinę następnego spotkania.
- W porządku.
- No to cześć - pomachała mi a ja opuściłam jej pokój.
Kierowałam się do "mojego królestwa" kiedy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - wybełkotałam patrząc w górę. Spostrzegłam brązowe tęczówki Lucasa. Cofnęłam się o krok, żeby nie stać tak blisko niego.
- W porządku nic się nie stało to moja wina - wyjaśnił patrząc na mnie - O Rosalie nie poznałem cię.
- Bez przesady aż tak się nie zmieniłam przez ten jeden dzień - zażartowałam.
- Nie o to mi chodziło. Zresztą nie ważne - machnął ręką - Co ty tu robisz?
- Z tego co wiem to mieszkam - wzruszyłam ramionami - A tak serio to właśnie wracam z lekcji do swojego pokoju - wytłumaczyłam.
- Chodzisz na lekcje? - zdziwił się.
- Tak do Alice. Jace ci nie wspominał?
- Nie. Raczej nie zdarza nam się rozmawiać o tobie - uśmiechnął się.
- Dobra to ja już pójdę jeśli nie masz nic przeciwko.
- Oczywiście, że nie. Możesz już iść mam nadzieje, że spotkamy się w niedalekiej przyszłości.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się i poszłam do mojego pokoju.





















sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 42 - Kurde, zapomniałam

Weszłam do mojego pokoju. Byłam zbyt zmęczona, żeby teraz brać prysznic. Dlatego tego nie zrobiłam. Przebrałam się tylko w jakąś za dużą koszulkę i położyłam się do łóżka. Nawet nie wiem, w którym momencie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
- Wstawaj księżniczko - próbował mnie obudzić nie kto inny jak Jace. Odwróciłam się i udawałam, że go tu nie ma - Młoda nie ma tak łatwo - ściągnął ze mnie kołdrę tym samym zwalając mnie z łóżka- Wstawaj - podniosłam się z podłogi i usiadłam na swoim łóżku.
- Yhy - wymamrotałam - która godzina?
- 9:00 - odpowiedział - a teraz wstawaj - powtórzył rozkaz.
- Już, zadowolony? - spytałam wstając.
- Tak a teraz ubieraj się i idź na lekcje do Alice - oznajmił.
- Kurde, zapomniałam - przyznałam się.
- Wiem bo była u mnie.
- Po co? Przecież mogła od razu przyjść do mnie.
- Była u ciebie  ale spałaś i nie chciała cię budzić. Dlatego przyszła do mnie.
- A ty przyszedłeś po mnie i postanowiłeś, że mnie obudzisz? - upewniłam się.
- Dokładnie, siostrzyczko - uśmiechnął się.
- Dobra to wyjdź bo chce się ubrać - starałam się go wygonić z mojego pokoju.
- Masz się spotkać z Alice za godzinę w jej pokoju - oznajmił jakby nigdy nic, dlatego spiorunowałam go wzrokiem - Już idę - wyszedł z pokoju. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej miętową bluzkę z lekko przedłużonym tyłem i szare rurki. Z przygotowanymi ubraniami poszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po chwili poczułam na skórze ciepłe krople wody. Użyłam mojego ulubionego żelu pod prysznic o zapachu wanilii i szamponu pachnącego truskawkami. Po jakiś dziesięciu minutach wyszłam na posadzkę i owinęłam się ręcznikiem. Założyłam wcześniej wybrane ubrania. Moje włosy starannie wysuszyłam i związałam w wysokiego kucyka. Wytuszowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk na usta po czym wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek była za dziesięć dziesiąta. Co znaczyło, że mam jeszcze kilka minut do umówionego spotkania. Mimo to postanowiłam już wyjść. Po drodze założyłam jeszcze miętowe trampki i poszłam do pokoju Alice. Zapukałam.
- Proszę - usłyszałam zza drzwi.
- Cześć, to tylko ja - weszłam do pokoju.
- Hej, siadaj - poleciła. Usiadłam na krześle, które stało na przeciwko jej biurka.
- Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać ale zapomniałam o naszym spotkaniu. Jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam - zaczęłam się tłumaczyć.
- Przestań już przepraszać - uciszyła mnie - nic się nie stało każdemu może się zdarzyć. Zapomnijmy o tym dobrze? - skinęłam twierdząco głową - Teraz zaczynajmy lekcje oczywiście jeśli jesteś w stanie - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Czemu mam nie być w stanie? - zawahałam się - Co Jace ci powiedział? - przypomniałam sobie, że wcześniej rozmawiała z moim bratem.
- Tylko to, że byliście wczoraj na kręglach i ledwo wróciłaś do pokoju. Poinformował mnie też, że mam cię za bardzo nie męczyć bo jesteś na kacu - uśmiech nie znikał z jej twarzy wręcz się poszerzył.
- Przesadził. Nie było ze mną tak źle z resztą to ja go do domu prowadziłam a nie na odwrót.
- Ściemniasz znam go od jego narodzin i wiem, że on nigdy by się nie doprowadził do takiego stanu - przerwała mi.
- No dobra trochę podkoloryzowałam tę historię. Wszyscy wróciliśmy normalnie o własnych siłach - wyjaśniłam.
- Dobra nie mieszam się w wasze rodzinne kłótnie. To jak zaczynamy? Chyba, że nie jesteś w stanie - zaśmiała się cicho - zawsze możemy to przełożyć.
- Nie wszystko w porządku możemy zaczynać - odpowiedziałam i też zaczęłam się śmiać.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 







 
 
 
 


sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 41 cz. 2 - Kręgle

- Idę po drinka. Przynieść ci? - po kilku minutach odezwał się Thomas.
- Yhy - mruknęłam.
- O nie młoda ty nie pijesz - wtrącił się Jace a mój chłopak stanął zapewne nie wiedząc co ma zrobić.
- Rodzic się znalazł. Pozwól jej. Chyba dorosła jest - w mojej obronie o dziwo stanęła Emily - Ile ty w ogóle masz lat? - to pytanie skierowała do mnie.
- 18 - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dobra możesz się napić ale tylko ten jeden raz. Tylko przynieś mi też - zwrócił się do Thomas'a.
- Okay - odpowiedział i poszedł do baru.
- Co ty taki troskliwy się zrobiłeś? - zapytał mojego brata Lucas.
- Zawsze taki jestem w stosunku do mojej młodszej siostrzyczki - spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.
- Cieszcie się, że to nie wy jesteście jego "młodszą siostrzyczką" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu i odwzajemniłam uśmiech mojego brata.
- Nie przesadzaj przecież nie może być aż tak źle - próbował się wybronić.
- Uwierz, że może - w tym momencie przyszedł Thomas z drinkami dla wszystkich. Spojrzałam na niego pytająco.
- Pomyślałem, że od razu przyniosę wszystkim - wyjaśnił i postawił tacę na stole.
- Jakiś ty wspaniałomyślny - skomentował Luce.
- Koniec tej sprzeczki - ingerowała Emily.
- Przecież to nie była sprzeczka - zaczął tłumaczyć jej brat.
- Nie ważne co to było, kończcie to  i grajcie - odezwałam się.
- Jak chcesz kochanie - zakończył dyskusję Thomas i poszedł rzucić.
Graliśmy jeszcze kilka godzin po czym opuściliśmy kręgielnie. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do zamku. Szliśmy w milczeniu.
- Dziękuję wam za wspólną zabawę - cisze przerwał Thomas - Teraz muszę iść. Mam nadzieję, że następnym razem też będziecie o mnie pamiętać - podszedł do mnie - Pa kochanie - wyszeptał i pocałował mnie w policzek - Do zobaczenia - rzucił do reszty i poszedł do swojego domu.
- Cześć - odkrzyknęli.
- No to chłopak dobrze powiedział pamiętajcie o nas następnym razem - zwrócił się do Jace.
- Oczywiście, przyjacielu - odpowiedział mu.
- To do zobaczenia - pożegnał się i zgarniając swoją siostrę skręcił w korytarz prowadzący do ich pokoi.
- No na razie - mój brat pomachał im na pożegnanie.
Szliśmy dalej nie odzywając się do siebie. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed moim pokojem.
- To cześć - powiedziałam i chciałem wejść do pomieszczenia ale Jace mnie zatrzymał.
- Nie tak szybko siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie.
- Co chcesz?
- Hmm no nie wiem - udał, że się zastanawia - może podziękowań za wspaniale spędzony wieczór.
- Dziękuję - powiedziałam od nie chcenia.
- Może ładnie podziękuj? - zasugerował.
- Dziękuję ci kochany braciszku za wspaniale spędzony wieczór - powiedziałam - Zadowolony? - spytałam sarkastycznie.
- Teraz tak - znowu się uśmiechnął .
- No to teraz możesz już iść - stwierdziłam.
- Skoro masz mnie dość to idę - udał obrażonego.
- Nie mam cię dość tylko jestem zmęczona i chce już iść spać - wytłumaczyłam.
- Dobra, nie tłumacz się. Dobranoc siostrzyczko.
- Dobranoc braciszku - odpowiedziałam i weszłam do mojego pokoju.












sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 41 - Kręgle

Po skończonym przemówieniu Jace podszedł do mnie i prowadził za grupą innych wampirów. Szliśmy w milczeniu ale nie była to nie zręczna cisza.
- Hej śliczna - podszedł do nas Thomas.
- Witaj przystojniaku - pocałowałam go w policzek.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli porwę twoją małą siostrzyczkę?- to pytanie skierował do Jace.
- Zależy co chcesz z nią robić - odparł jakby mnie w ogóle tu nie było.
- Nic na co ty jak i ona byście się nie zgodził - uśmiechnął się - prawda kochanie? - tym razem spojrzał na mnie.
- Oczywiście - również się uśmiechnęłam.
- No dobra możesz ją porwać. Tylko oddaj mi ją później - zaśmiał się.
- Nie ma sprawy - odpowiedział mój chłopak po czym złapał za rękę i gdzieś poprowadził. Zatrzymaliśmy się przy grupce jakiś wampirów.
- Chciałem ci przedstawić parę osób - szepnął - Zacznijmy od początku to jest Bella moja przyjaciółka i siostra Eric'a - wskazał na brunetkę po prawej od nas - który stoi gdzieś tam - machnął ręką w stronę grupy wampirów - to właśnie przez niego się poznaliśmy. Obok niej stoi jej chłopak Tylor - kontynuował - jak  i mój najlepszy przyjaciel. Jest dla mnie prawie jak brat. Reszty nie będę ci przedstawiać ponieważ znasz ich z Polski - prawie zakończył - Zapomniałbym o najważniejszym ta piękna dama - wskazał na mnie - to moja dziewczyna - zwrócił się do swoich przyjaciół.
- A gdzie Jarek? - spytałam trochę zdziwiona brakiem jego osoby.
- Właściwie to on ma na imię Josh ale mniejsza o to. Został z twoją przyjaciółką.
- Dlaczego? - dalej nie rozumiałam.
- Bo ją kocha - odpowiedziała mi o ile się nie mylę to Bella.
- Właśnie - podsumował Thomas - Nie mógł z nią tu przyjechać ponieważ śmiertelnicy nie mają tu wstępu - wyjaśnił.
- Nie rozumiem czemu jej nie przemieni, tak byłoby łatwiej - dodał Tylor.
- Też go o to spytałem. Odpowiedział, że za bardzo ją kocha by zrobić jej coś tak okrutnego jak to nazwał - powiedział jeden ze znajomych Thomas'a z Polski, oczywiście jego imienia nie pamiętam.
***
Siedzieliśmy w kręgielni, zajęliśmy wszystkie tory. Wyszło na to, że grałam z Thomas'em, Luck'em, Emily (siostrą Lucasa) i oczywiście z Jace'm. Kiedy przyszła moja kolej na rzucanie zarówno mój chłopak jak i brat chcieli mnie nauczyć jak powinno się rzucać. Odmówiłam. Jakie było ich zdziwienie kiedy zbiłam wszystkie kręgle. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia ich min. Były komiczne.
- Co myśleliście, że nigdy nie grałam w kręgle? - spytałam próbując powstrzymać śmiech.
- Oczywiście, że nie siostrzyczko ale to mogła być jedyna okazja, żeby Thomas mógł cię przytulić -  uśmiechnął się do mojego chłopaka.
- Nie byłabym tego taka pewne - robiąc mu na złość podeszłam do Thomas'a i wtulając się w niego pocałowałam go. Uśmiechnęłam się do brata.
- Dobra puść ją i rzucaj  - odezwała się Emily zirytowana naszym zachowaniem.
- Już idę. Zaraz wrócę kochanie - pocałował mnie w czubek głowy i podszedł do toru. Zbił 7 kręgli. Po czym wrócił do mnie, objął mnie w pasie i przytulił.
- Blee - skomentowała Emily z obrzydzeniem.
- Nie marudź - skarcił ją jej brat Luce.
- Po prostu im zazdrościsz. Jak dla mnie to słodkie - stwierdził Jace na co lekko się uśmiechnęłam - Teraz twoja kolej. Rzucaj -  ponaglił ją.







sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 40 - Rozmowa z przyjaciółką

Kiedy Jace opuścił pomieszczenie znalazłam telefon i wybrałam numer Nikoli. Chciałam do niej zadzwonić jeszcze wczoraj ale było już późno i prawdopodobnie spała. Dlatego robi to dopiero teraz. Odebrała po drugim sygnale.
- Halo? - usłyszałam jej zaskoczony głos.
- Cześć, Nikola - odezwałam się nie pewnie. Nie wiem czy chce dalej prowadzić tą rozmowę. Wydaje mi się, że będzie nie zręczna i dziwna.
- Magda? To ty? - teraz było słychać jej podekscytowanie.
- Tak.
- O kurde. Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Ile czasu zastanawiałam się gdzie jesteś? Czy nic ci się nie stało? - teraz jej entuzjazm zmienił się we wściekłość i frustrację ale także w smutek.
- Wiem. Przepraszam. To było podłe z mojej strony. Nie powinnam tak wyjeżdżać bez słowa. Powiedziałabym ci tylko, że to wszystko potoczyło się tak szybko i nieodwracalnie i na zawsze  zmieniło moje życie. Jeszcze raz cię za to przepraszam - poczułam, że łzy lecą mi po policzkach.
- Uspokój się. To nie tak  ja nie chciałam cię obwiniać - usłyszałam, że ona też już płacze.
- Teraz obie będziemy ryczeć jak jakieś nienormalne nastolatki - zaśmiałam się znaczy miałam taki zamiar bo dźwięk jaki wydałam nie wiele miał wspólnego ze śmiechem.
- Brzmisz jak zarzynany wieloryb - Nikola próbowałam żartować i jej w przeciwieństwie do mnie wyszło.
- Skąd wiesz "jak brzmi zarzynany wieloryb"? - spytałam próbując przedłużyć luźną i wesołą atmosferę.
- Nie wiem - przyznała - tak mi jakoś przyszło do głowy - uśmiechnęła się co prawda nie widzę jej w tym momencie, żeby to zobaczyć ale znam ją na tyle dobrze, że jestem prawie pewna, że robi to w tej chwili.
- No dobrze - teraz to ja się uśmiechnęłam.
- Wracając - zaczęła - kiedy wrócisz?
- Na pewno nie szybko - odpowiedziałam szczerze.
- Szkoda. To kiedy się spotkamy?
- Nie wiem - przyznałam - na pewno nie w najbliższym czasie - powiedziałam nieco ciszej.
- W porządku zadzwoń kiedy będziesz miała ochotę porozmawiać albo się spotkać. Cześć - powiedziała smutno i rozłączyła się. Chciałam jej powiedzieć, że to wszystko nie tak i wyjaśnić jej kim jestem i kim jest moja prawdziwa rodzina ale nie mogłam. Wiem, że nie mogę choćby dlatego, że by mi nie uwierzyła i uznałam mnie za jakąś psychopatkę. Spojrzałam na zegarek była dziesiąta trzydzieści dlatego postanowiłam się jeszcze przespać.
***
Wstałam o siedemnastej. Właściwie to zostałam obudzona przez mojego brata.
- Wiedziałem, że zaśniesz dlatego przyszedłem po ciebie wcześniej - wyjaśnił.
- Taaa, jasne po prostu lubisz mnie budzić - podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego.
- Masz rację siostrzyczko. Uwielbiam patrzeć jak śpisz a potem cię obudzić i widzieć twoją zdezorientowaną minę - zaśmiał się.
- Rzeczywiście bardzo śmieszne - zakpiłam z niego.
- Nie żartowałem ja naprawdę lubię to robić. Nawet nie wiesz jak słodko wyglądasz kiedy śpisz - uśmiechnął się ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
- Dobra powiedzmy, że ci wierzę - odwzajemniłam jego uśmiech - a teraz skoro mam iść z wami musisz wyjść.
- Dlaczego, Rose? - zrobił minę niewinnego szczeniaczka.
- No nie wiem może dlatego, że muszę się umyć i ubrać - powiedziałam lekko podniesionym głosem.
- Jeszcze jedno byłem u twojego chłopaka i powiedziałem mu gdzie idziemy i w twoim imieniu spytałem czy chce iść z nami. Zgodził się - poinformował mnie.
- Dziękuję, a teraz możesz już iść.
- Jeszcze chwilę. Przyjdę po ciebie za dziesięć siódma . Dobrze? - kiedy skinęłam głową na znak zgody wyszedł z pokoju. Wtedy ja poszłam pod prysznic. Umyłam się i założyłam na siebie wybrane ubrania. Zakręciłam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Kiedy skończyłam była osiemnasta trzydzieści co znaczy, że za dwadzieścia minut przyjdzie po mnie mój brat. W tym czasie postanowiłam wrócić do świata wirtualnego. Włączyłam telefon i sprawdzałam moje portale społecznościowe kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę? - usłyszałam głos mojego brata. 
- Tak - odpowiedziałam i wyłączyłam telefon. W tym czasie Jace wszedł do pokoju - Od kiedy ty pukasz za nim wejdziesz?
- Od nigdy. To był wyjątek, nie przyzwyczajaj się do tego - uśmiechnął się - To co idziemy?
- Tak - wyszliśmy na zewnątrz. Czekało tam na nas z jakieś dwadzieścia osób. Nie znałam prawie nikogo dlatego trochę się przestraszyłam. Na co Jonathan objął mnie ramieniem.
- Cześć - przywitał się ze zgromadzonymi - dzisiaj jak widzicie spotykamy się w trochę szerszym gronie ale tak wyszyło. Skoro wszyscy tu jesteśmy chciałem wam kogoś przestawić. Pewnie wszyscy ją znacie - spojrzał na mnie - ale nigdy nie zaszkodzi powiedzieć jeszcze raz. To jest moja kochana młodsza siostrzyczka Rosalie. To co teraz możemy już iść? - odpowiedziały mu oklaski i krzyki.














sobota, 31 października 2015

Rozdział 39 - Pierwsza lekcja


Wstałam koło siódmej. Włożyłam na siebie granatową bluzkę  z sercem, jakby z linii papilarnych oraz miętowe rurki. Do tego założyłam ciemno niebieskie, krótkie trampki i kilka małych dodatków. Tak ubrana poszłam w miejsce, które wczoraj Alice wyznaczyła mi jako salę lekcyjną. 
Weszłam do pomieszczenia, w którym stał stół i dwa krzesła na przeciwko siebie. Po tym poznała, że trafiłam w dobre miejsce. No i może jeszcze po siedzącej na jednym z krzeseł Alice.

- Dzień dobry - przywitałam się z czekającą na mnie "panią nauczycielką". Z ciekawości czy się nie spóźniłam spojrzałam na zegarek. Była równo ósma.
- Hej - uśmiechnęła się - siadaj - wskazała na krzesło przed sobą
- a tak w ogóle to masz u mnie duży plus za punktualność - odezwała się kiedy usiadłam na przeciwko niej.

- Dobrze - uśmiechnęłam się.
-  Zaczniemy od czegoś prostego. Może od naszej kultury dlatego, że nie różni się dużo od ludzkiej myślę, że wszystko powinnaś zrozumieć. Może być? - spojrzała na mnie pytająco.
- Tak jak dla mnie nie ma problemu - uśmiechnęłam się  i wygodniej usiadłam na krześle.
- To od początku. Zacznijmy od wieku, w którym wampiry przestają się starzeć. Jeśli ktoś od urodzenia wie kim jest następuje to koło dwudziestego roku życia. Kiedy człowiek dowiaduje się później o swoim pochodzeniu, jest różnie - wzrusza ramionami - Przeważnie fizycznie zostaje w wieku, w którym się dowiedział że jest wampirem. Chyba, że był wtedy bardzo młody to w tedy różnie...
- Jak będzie ze mną? - przerwałam jej wypowiedź.
- Nie jestem pewna ale z tego co wiem to ty od urodzenia wiedziałaś kim jesteś. Oczywiście tego nie pamiętałaś. Wracając do twojego pytania nie jestem w stanie udzielić ci prawidłowej odpowiedzi. Z czasem się przekonasz - odpowiedziała.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się lekko.
- Młoda nie martw się wszystko się ułoży - próbowała mnie pocieszyć.
- Wszyscy mi to mówią - wyznałam.
- Najwidoczniej mają rację - uśmiechnęła się szeroko.
- Może - mruknęłam bez przekonania - Skończyłyśmy na dzisiaj? - spytałam po chwili milczenia.
- Tak. Możesz już iść. Przyjdę do ciebie później i powiem ci, o której jutro się spotykamy. O ile nie masz nic przeciwko - spojrzała na mnie pytająco.
- Oczywiście, że nie. No to do zobaczenia - pomachałam jej i skierowałam się do wyjścia z pokoju.
- Pa - usłyszałam w odpowiedzi.
Wróciłam do mojego pokoju gdzie czekał na mnie mój kochany starszy brat, który nie szanuje mojej prywatności.
- O! Jesteś wreszcie. Czekałem na ciebie  - powiedział kiedy otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- A to niby czemu? I z jakiej racji w moim pokoju. Co tu ty w ogóle robisz? - oburzyłam się.
- Już ci mówiłem co tu robię a mianowicie czekam na ciebie. Chciałem cię obudzić jak zawsze ale widzę, że się spóźniłem - uśmiechnął się - Gdzie byłaś tak wcześnie?
- U Alice.
- U kogo? - zawahał się - Już wiem Alice to twoja nauczycielka. Prawda?
- Tak
- Dobra to teraz przejdźmy do rzeczy, które chciałem z tobą załatwić. Mamy w planach iść dzisiaj pograć w kręgle. Chcesz iść z nami?
- Do kręgielnie gdzie jest pełno ludzi? Chyba jednak nie.
- Siostrzyczko, to prywatna kręgielnia nie będzie tam ludzie tylko wampira. Ja, Luce, Emily i paru innych znajomych. To jak idziesz?
- Okay ale idę z Thomas'em.
- Spoko jak chcesz. Przyjdę po ciebie o 19:00.
- Dobra a teraz wyjdź - wygoniłam go.

- Już wychodzę nie denerwuj się tak - uśmiechnął się i opuścił mój pokój.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
,
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 


sobota, 24 października 2015

Rozdział 38 - Gość w pokoju

Po skończonym treningu wróciliśmy do zamku. Byłam mega zmęczona i od razu chciałam iść się położyć ale oczywiście mój brat mnie zatrzymał.
- Zaczekaj chwilę. Chciałem ci tylko powiedzieć, że dzisiaj byłaś na prawdę niezła - pochwalił mnie.
- Dziękuje - to jako jedyne przyszło mi w tej chwili do głowy - czy teraz mogę już iść spać - ziewnęłam.
- Oczywiście, że możesz siostrzyczko - uśmiechnął się i wrócił do swojego pokoju. Zrobiłam to samo tylko, że ja poszłam do swojej sypialni. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Ledwo położyłam głowę na poduszce i już zasnęłam. Śniło mi się moje życie w Polsce. Moi rodzice, Filip, Natalia. Swoją drogą chyba powinnam do niej zadzwonić.
***
Wstałam koło dwudziestej drugiej, pewnie spałabym dłużej ale zgłodniałam. W celu zjedzenia czegoś udałam się do kuchni. Na szczęście pamiętałam skąd ostatnio Luke wyciągnął krew dla mnie. Z górnej półki w lodówce. Tam też sięgnęłam i znalazłam woreczek z krwią. Przelałam jego zawartość do kubka, wyrzuciłam opakowanie do śmieci i wróciłam do pokoju. Znaczy miałam tam iść ale na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - wybełkotałam.
- Nic się nie stało - odpowiedział mi znajomy głos Lucas'a. Dlaczego to musiał być akurat on? Unikałam go od czasu kiedy wyznał mi miłość. 
- Jak już na siebie wpadliśmy to chciałbym z tobą porozmawiać. Mogę? - upewnił się.
- Tak.
- Chciałbym - zaczął nie pewnie - żebyś mnie nie unikała
- O co chodzi? Przecież tego nie robię - oburzyłam się choć to nie była do końca prawda.
- Nie udawaj. Dokładnie widzę co robisz i proszę cię, żebyś przestała - nalega.
- Dobrze, nie będę cię specjalnie unikać - dałam słowo - ale nie mogę ci obiecać, że znajdę czas na spotkania z tobą. Mam teraz dużo zajęć i mało wolnego czasu. Dlatego nie wiń mnie za jego brak.
- Nigdy nie miałem takiego zamiaru - przyznał - teraz do zobaczenia.
- Na razie - odpowiedziałam i tym razem wróciłam do mojego pokoju. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam jakąś osobę w "moim królestwie".
- Jestem Alice Brown - przedstawiłam się - przepraszam, że tak weszłam bez zaproszenie, ale twój tata mi powiedział, że cię tutaj znajdę. Dlatego przyszłam i postanowiłam na ciebie poczekać. Mam nadzieję, że się o to nie gniewasz.
- Nie właściwie nie mam o co. Pani jest moją nową nauczycielką? - spytałam kiedy skojarzyłam fakty.
- Tak i proszę cię nie mów do mnie pani. Jestem Alice dobrze? - wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnęłam.
- Rosalie - przedstawiłam się.
- Mogę ci mówić Rose? Tak jest ładniej i mniej oficjalnie - uśmiechnęła się.
- Nie ma problemu - odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra to ja już pójdę. Możemy się spotkać jutro o 8:00 w moim pokoju? Wolę prowadzić lekcję w dzień oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko - spojrzałam na mnie pytająco.
- Jak dla mnie nie mam problemu. To do zobaczenia jutro - uśmiechnęłam się.
- Pa, Rose - pożegnała się i wyszła.
Kiedy zostałam sama w pokoju zaczęłam się zastanawiać jak duża różnica czasu jest między Polską a Anglią. W końcu znalazłam, że w Polsce mają godzinę później niż my tutaj. To znaczy, że jak u nas jest w pół do jedenastej to u nich jest jedenasta trzydzieści  czyli już trochę późno, żeby tam zadzwonić. No trudno zadzwonię do nich jutro. Szkoda bo chciałam porozmawiać z moją przyjaciółką. Dawno tego nie robiłyśmy. Brakuję mi jej. Znaczy wiem, że mam tutaj Jace, z którym mogę porozmawiać o wszystkim ale to nie to samo. Dobra koniec tego użalania się nad sobą. Jutro mam pierwszą lekcje dlatego wypadałoby zrobić dobre wrażanie. Z tego powodu muszę się wyspać. Jak postanowiłam tak zrobiłam.














 

sobota, 17 października 2015

Rozdział 37 - Trening

Jace zaprowadził mnie przed jakieś drzwi.
-  To nie jest mój pokój - stwierdziłam.
- Cóż za spostrzegawczość siostrzyczko - uśmiechnął się szeroko - masz rację to nie jest twój pokój. Tylko mój. Zawsze siedzimy w twoim dla tego tak dla odmiany idziemy do mnie - otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Jego pokój był bardzo podobny do mojego tylko w trochę ciemniejszych barwach. Jeszcze jeden bardzo ważny szczegół różnił nasze sypialnie. W jego panował o wiele większy bałagan.
- Sprzątasz tu kiedyś? - spytałam zrzucając z fotela na, którym chciałam usiąść jego brudne ubrania.
- Ja nie - rzucił od niechcenia - Nie muszę mam od tego ludzi. Niestety moja sprzątaczka wzięła dzisiaj wolne i dlatego jest tu taki syf - wyjaśnił.
- Zrobiłeś to wszystko - wskazałam ręką na jego pokój - w jeden dzień? - zdziwiłam się.
- Tak a co? - wzruszył ramionami i udał że nie ma pojęcia  o co mi chodzi .
- To znaczy, że jesteś świnią i flejtuchem - rzuciłam w jego stronę z szerokim uśmiechem.
- A ty upartą małą smarkulą - odgryzł się i rozczochrał mi moje ułożone włosy.
- No i co zrobiłeś jak ja teraz wyglądam? - spytałam podchodząc do małego lustra, które wisiało nad biurkiem.
- Jak moja młodsza siostra z rozczochraną fryzurą - stwierdził z uśmiechem.
- Uważaj bo ty zaraz będziesz wyglądał jak mój starszy brat z odciskiem ręki na twarzy - odgryzłam się próbując na nowo ułożyć moje włosy.
- Sugerujesz mi coś? - pytająco uniósł brwi.
- Tylko to, że zaraz możesz dostać z liścia, braciszku - uśmiechnęłam się.
- Grozisz mi, siostrzyczko? 
- Oczywiście, że nie ja tylko ci przypominam o tym co mogę zrobić - wyjaśniłam.
- Nie wątpie. Widzę, że masz ochotę powalczyć dlatego zanieram cię na trening. Zbieraj się - nakazał.
- Okay - odpowiedziałam nie pewnie.
- Weź jakąś koszulkę z mojej szafy przebierz się i wyjdź na korytarz - wydał listę poleceń.
- Dobra - podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam pierwszą z brzegu koszulkę a on wyszedł z pomieszczenia. Przebrałam się i poszłam we wcześniej wskazane miejsce.
- To niesprawiedliwe - oburzył się.
- Co? - zdziwiłam się.
- No to, że ty nawet w za dużej koszulce wyglądasz ślicznie - zaśmiał się.
- Nie prawda - zaprzeczyłam - zresztą nie powinieneś mi prawić komplementów - upomniałam go.
- A to niby czemu?
- Bo jestem twoją siostrą.
- Właśnie z tego powodu powinienem zawsze ci powtarzać, że jesteś piękna - przedstawił swój argument.
- Jak chcesz nie będę się kłócić - zakończyłam naszą krótką wymianę zdań.
- Idziemy - powiedział po czym zarzucił mnie sobie na ramie.

- Ej - krzyknęłam - postaw mnie na ziemie - dalej krzyczałam i okładałam mojego oprawcę pięściami po plecach.
- Nie ma takiej opcji - zaśmiał się bezczelnie - i przestań się wiercić bo cię wrzucę do jeziora, które jest niedaleko - zagroził. Posłuchałam go (bo trochę się przestraszyłam) i zaprzestałam mojej wcześniejszej czynności
- Długo jeszcze niewygodnie mi.
- Jeszcze chwila - zapewnił. Po kilku minutach nareszcie poczułam grunt pod nogami - Jesteśmy na miejscu - oznajmił.
- Nareszcie - powiedział nie ukrywając radości. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie było trudno zgadnąć gdzie się znajduję. W sali treningowej. Była tam ściana pełna broni, materac, worki i wiele innych sprzętów do ćwiczeń.
- To co zaczynamy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jace.
- Tak.
- Może na początek coś łatwego. Jak to - zrobił salto w powietrzu po czym idealnie wylądował na nogach.
- Bardzo śmieszne.
- Oj tylko żartowałem.




















sobota, 10 października 2015

Rozdział 36 - Wybór nauczyciela
Wróciliśmy do domu jakoś nad ranem. Tuż przed wschodem słońca. To była naprawdę długa i męcząca noc ale mimo tego nie żałuje, że pojechałam na ten bal. Bawiłam się naprawdę dobrze. Wracając do dnia dzisiejszego. Wstałam o 16:30 spała bym dłużej lecz ktoś (czytaj Jace) musiał mnie obudzić. Bo jak stwierdził  mam coś ważnego do zrobienia. Z tego powodu gdzieś idziemy chyba do taty ale nie jestem pewna. Moje przypuszczenia potwierdziły się kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jego gabinetu.
- Cześć tato - wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą - zobacz kogo ci przyprowadziłem - z uśmiechem wskazał na mnie.
- Dobrze. Siadajcie - wskazał na dwa krzesła przed swoim biurkiem. Wykonaliśmy jego polecenie i usiedliśmy przed nim  - Jak już wiesz musisz zacząć lekcje - zwrócił się do mnie na co ja skinęłam - dlatego tu jesteście. Chodzi o wybór nauczyciela dla ciebie Rosalie. Chciałbym móc uczyć cię osobiście niestety mam za dużo obowiązków i za mało wolnego czasu. Więc sami rozumiecie. Co do zajęć fizycznych myślę, że Jonathan spokojnie mógł by cię wszystkiego nauczyć. Oczywiście jeśli chce się podjąć tego zadania - spojrzał pytająco na swojego syna.
- Z miłą chęcią nauczę moją młodszą siostrzyczką jak się bronić - z uśmiechem zmierzwił mi włosy.
- Dziękuje. Kontynuując Jace nauczy cię '' zdolności fizycznych"  jeśli w ogóle coś takiego istnieje - zaśmiał się a my razem z nim - no wiecie o co mi chodzi - starał się wyjaśnić, oczywiście wiem o co mu chodzi. On miał być czymś w stylu mojego nauczyciela  wychowania fizycznego - ale nie ukrywajmy, że do nauki historii i kultury on się nie nadaje
- Niby czemu? - oburzył się.
- Synu nie ukrywajmy tego nigdy nie byłeś dobry z tych przedmiotów. Dlatego musimy znaleźć Rose porządnego nauczyciela, który się na tym zna. Przygotowałem kilka propozycji - podsunął nam kartki - może kogoś wybierzecie. Oczywiście mam swoich faworytów ale chciałem poznać też wasze opinie. Szczególnie twoją Rose - siedzimy przez kilka minut w ciszy i oglądamy zgłoszenia kandydatów. Co kilka minut rzucając jakieś propozycje.
- Może ta? - spytałam wskazując na młodą kobietę ( na oko jakieś dwadzieścia pięć lat) o jasnych włosach i niebieskich oczach.
Nauczycielka ze zgłoszenia

- Myślę, że to dobry wybór. Kiedyś  przyjaźniłem się z nią - przyznał tata.
- Tak kiedy? - zainteresował się Jace.
- Jakieś sto lat temu - odparł ze śmiechem.
- To rzeczywiście dawno - przyznałam. Tata się zaśmiał.
- Masz rację - zgodził się - to co dzwonić do niej? Nie wiem czy się zgodzi ale zawsze można spróbować. To co? - spojrzał na nas pytająco.
- Dzwoń - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Okay - wybrał numer - włączam na głośnik.
- Halo? - odezwała się kobiecy głos ze słuchawki.
- Cześć Alice. Pamiętasz mnie jeszcze? 
- Victor? - w jej głosie słychać było zaskoczenie.
- Tak - odpowiada spokojnie.
- Czemu zawdzięczam ten telefon? - spytała dalej zdziwiona.
- Ty byłaś kiedyś nauczycielką prawda? - zaczął trochę nie pewnie.
- Tak, a co?
- Chciałbym, żebyś uczyła moje dziecko historii i kultury naszego gatunku - wyjaśnił - oczywiście jeśli chcesz - dodał po chwili.
- Jonathana? On powinien już skończyć  szkołę o ile się nie mylę - przyznała.
- Nie, nie Jonathana masz rację on już skończył szkołę. Chodzi mi o Rosalie.
- O twoją odnalezioną po latach córkę?
- Tak, nie wiedziałem, że wieści się tak szybko rozchodzą.
- To teraz już wiesz. Wracając do twojej propozycji to z miłą chęcią będę ją uczy. Dalej mieszkasz w Londynie?
- Tak dalej w tym samym miejscu.
- To dobrze. Będę jutro. Lepiej, żebyś miał dla mnie przygotowany pokój - zagroziła na żarty.
- Dla ciebie apartament  oczywiście - zażartował.
- No mam nadzieję. To do zobaczenia
- Do jutra - rozłączył się.
- Mari - zawołał tata.
- Tak panie? - do pomieszczenia weszła kobieta, którą już
wcześniej widziałam. Jest służącą taty.
- Przygotuj apartament dla naszego jutrzejszego gościa, proszę  - oznajmił.
- Oczywiście -  powiedziała i wyszła.
- To co siostrzyczko koniec wolnego. Zaczynasz naukę - odezwał się Jace.
- Niestety.
- Nie marudź i tak masz mniej nauki niż twoi rówieśnicy i wszystko w przyśpieszonym tempie - skarcił mnie brat.
- Oj dobra ale to nie ty chodziłeś przez ponad dziesięć lat do normalnej szkoły - oburzyłam się.
- Masz racje nie chodziłem - przyznał mi rację - a teraz już chodźmy.



























sobota, 3 października 2015

Rozdział 35 - Bal 

Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się. Jace wyszedł z samochodu po czym podał mi rękę i pomógł wygramolić się z auta.
- Dziękuje - powiedziałam kiedy stanęłam koło niego na podjeździe. Staliśmy przed zamkiem. Budowla była ogromna. Wszystko wyglądało magicznie jak wyjęte z jakiejś bajki. Właściwie cały ten mój "nowy świat" wygląda jak wyciągnięty z jakiejś książki fantasty. Jeszcze miesiąc temu nie pomyślałabym, że ktoś taki jak wilkołak czy wampir w ogóle istnieje a co dopiero o tym, że jestem jedną z nich. Dzisiaj to wydaje się być najnormalniejszą w świecie rzeczą i jest moją codziennością. W dodatku właśnie idę na jakieś dziwne przyjęcie z nadprzyrodzonymi istotami.
- Idziemy?  - moje rozmyślania przerwał głos mojego brata. Odpowiedziałam skinieniem głowy bo byłam zbyt zdezorientowana, żeby cokolwiek powiedzieć. Jace wziął mnie pod ramię i poprowadził do wejścia. Spojrzałam na niego pytająco na co on tylko wzruszył ramionami.
- Nazwisko proszę - powiedział mężczyzna, który stał przed wejściem z listą.
- Rosalie i Jonathan Richardson - przedstawił nas mój towarzysz.
- Dzieci Victora? - Jace  skinął głową - wchodźcie - zaprosił nas gestem do środka.
- To co teraz? - spytałam kiedy znaleźliśmy się w środku.
- Nic. Stoisz, tańczysz, bawisz się - wyliczał.
- Aha - przytaknęłam.
-Tak tylko się mnie pilnuj i nie pij ani nie jedz niczego od wróżek - przestrzegł.
- Czemu?
- Bo to podstępne stworzenia - powiedział z jadem w głosie - oczywiście nie wszystkie ale lepiej się pilnuj - uśmiechnął się  - Chodź zatańczymy - teraz już wiem jaki był powód jego nagłego przypływu radości.
- Nie Jace - spojrzał na mnie podejrzanie -  Naprawdę ja dalej nie potrafię.
- Oj no nie marudź i chodź - wziął mnie za ręce i siłą wyciągnął na parkiet.
- Nie na widzę cię - syknęłam kiedy zaczęliśmy tańczyć.
- Nie marudź siostrzyczko i tak wiem, że mnie kochasz - wyszeptał mi do ucha.
- Żebyś się nie zdziwił - odpowiedziałam.
Przetańczyliśmy jakieś dwie piosenki po czym mój brat łaskawie pozwolił mi usiąść.
- Witaj Jonathan - podszedł do nas jakiś nie znajomy. Miał ciemne włosy i niebiesko - zielone oczy.

Matthew
- Witaj Matthew - przywitał się Jace.
- A to kto nowa dziewczyna? - spojrzał na mnie.
- Chciałbym - powiedział cicho - Nie to moja siostra, Rosalie. Siostrzyczko poznaj Matthew'a mojego znajomego i informatora - wyjaśnił z cwaniackim uśmieszkiem.
- Matthew - wyciągnął rękę w moją stronę, którą uścisnęłam.
- Rosalie - przedstawiłam się pełnym imieniem ponieważ on też tak zrobił.
- Przyszedłem z tobą porozmawiać - zwrócił się do Jace - Mogę mówić czy wolałbyś na osobności? - spytał patrząc na mnie jak na intruza.
- Spokojnie możesz mówić. Rosalie  też ma prawo wiedzieć - wyraził zgodę.
- Okay.  Chodzi o to, że nie pojawili się przedstawiciele czarowników. Nie wiem co to oznacza - przyznał się - może zostali porwani ale bo nie chcą dalej żyć w pokoju. Naprawdę nie wiem. Chciałem tylko żebyś o tym wiedział. Do zobaczenia Jonathan - odwrócił się od nas i odszedł.
- Do zobaczenia Matthew - rzucił za nim.
- Jonathan? - spojrzałam na niego pytająco unosząc brew.
- Zwracamy się do siebie pełnymi imiona ze względu na szacunek - wyjaśnił - Musisz się jeszcze dużo nauczyć o naszej tradycji i kulturze - wypomniał.
- Wiem, wiem i co z tego? - spytałam sarkastycznie.
- To z tego, że musisz jak najszybciej zacząć lekcję.
- Dobra ale wracając co zamierzasz zrobić z uzyskaną informacją? - spytał przypominając sobie o czym rozmawiali z Matthew'em.
- Nic - spojrzałam na niego zaskoczona - i tak nie dopuszczą mnie do rady bo nie mam skończonych dwudziestu pięciu lat. Dlatego nic nie mogę z tym zrobić. Po za tym to i tak nie należy do moich obowiązków - stwierdził.
 - Jak tam sobie chcesz - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Nie zamartwiaj się to nie nasza sprawa. Starsi się tym zajmą - pocieszał mnie.
- To chodź zatańczyć - poprosiłam.
- Czy ktoś podmienił mi siostrę? - spytał sarkastycznie i zaprowadził mnie na parkiet.


































sobota, 26 września 2015

Rozdział 34 - Przygotowania do
uroczystości
 
Poszliśmy do pokoju Jace. Zapukałam do jego drzwi i lekko je uchyliłam.
- Chciałeś coś braciszku? - spytałam słodko.
- Tak siostrzyczko - uśmiechnął się - wejdź i siadaj -  wykonałam jego polecenie ciągnąc za sobą Thomas'a.
- Widzę, że masz towarzystwo - zmierzył wzrokiem mojego chłopaka. Kiedy siadałam koło niego na łóżku.
- Przeszkadza ci to?
- Nie, ale chyba zacznę być zazdrosny - zaśmiał się cicho.
- Nie masz o co. Wiesz, że to ty jesteś moim najukochańszym bratem - wyszczerzyłam zęby w promiennym uśmiechem.
- To niesamowite - po raz pierwszy odezwał się mój towarzysz. Jego głos był pełen podziwu i zdumienie.
- Co? - spytaliśmy równocześnie.
- Wasza relacja. To jak w tak krótkim czasie się do siebie zbliżyliście i zachowujecie się jakbyście znali się całe życie - wyjaśnił dalej tym trochę zdziwiony.
- W końcu jesteśmy rodzeństwem i tak jakby znamy się całe życie chociaż tego nie pamiętamy.
- Ja pamiętam. Byłaś słodka jako noworodek - zaśmiał się.
- Och zamknij się - rzuciłam w niego czymś co było pod ręką. W tym przypadku była to poduszka.
- Nie denerwuj się siostrzyczko - uśmiech dalej widniał na jego twarzy - ale do rzeczy ściągnąłem cię w konkretnym celu - spojrzałam na niego pytająco -  jak już wiesz mamy się dzisiaj zjawić na uroczystości...
- W jakimś konkretnym celu? - przerwałam mu.
- My tam idziemy jako dzieci króla, ale tata ma spotkanie z przedstawicielami innych gatunków - wyjaśnił - i chciał, żebyś też się tam z nami wybrała, ja byłem tam już parę razy ale dla ciebie to będzie nowość. Dlatego chciałem ci powiedzieć jak to mniej więcej wygląda - przerwał, żeby zaczerpnąć tchu - starsi idą do jakiegoś innego pokoju. Za to my razem z innymi "dziećmi" - zrobił cudzysłów w powietrzu - jak nas nazywają mamy salę balową. I coś w rodzaju takiego szkolnego balu tylko, że w stylu takiego jakby to nazwać balu królewskiego i tak się ubieramy.
- Nie posiadam takich rzeczy - stwierdziłam.
-  Dziwne, żebyś posiadała siostrzyczko, dlatego o tym pomyślałem i kupiłem ci suknie mam nadzieję, że ci się spodoba  - uśmiechnął się.
- Pokarzesz mi ją?
- Oczywiście. Dam ci ją i od razu idziesz się przebrać bo
za godzinę ruszamy - poszedł do swojej garderoby.
***
Po trzydziestu pięciu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam sukienkę od Jace - która nawiasem mówiąc była śliczna i pasowała na mnie idealnie - zrobiłam makijaż i podpięłam włosy tak, żeby wyglądały na krótkie.
- Mogę? - usłyszałam pukanie do drzwi. Rozpoznałam głos Jace.
- Tak.
- Ślicznie wyglądasz  pochwalił kiedy mnie zobaczył.
- To dzięki tobie masz świetny gust - tym razem ja skomplementowałam jego.
- To znaczy, że mogę ci wybierać ubrania?
- O nie co to, to nie. Swoją drogą ty też nieźle wyglądasz - stwierdziłam kiedy mu się uważniej przyjrzałam. Ubrany był w czarny dopasowany garnitur, białą koszulę i krawat.
- Dziękuje - zawstydził się trochę - to co idziemy? - wyciągnął rękę, którą ujęłam.
- Tak.
Po kilku minutach wyszliśmy z zamku. Na parkingu obok czarnej limuzyny stał tata.
- To jak dzieciaki - gdyby wzrok Jace mógł zabić tata leżał by już martwy  - no dobra nie denerwuj się tak. To zacznę od początku. To jak droga młodzieży - spojrzał na mojego brata wzrokiem, który mówił "pasuje?'' kiedy ten przytaknął kontynuował - jedziemy? - otworzył drzwi samochodu.
- Tak, ojcze - powiedział  z kpiącym uśmieszkiem.
- Mówiłem ci już, żebyś tak do mnie nie mówił - upomniał się.
- A ja ci mówiłem, żebyś nie mówił do mnie dziecko a ty i tak to robisz - oburzył się.
- Dobra koniec tych kłótni bo zaraz się spóźnimy - przerwałam ich wymianę zdań.
- Ona ma rację - stwierdził Jace i wsiadł do auta a ja zaraz za nim.
 - Dokąd właściwie jedziemy? - spytałam po jakiś pięciu minutach jazdy.
- Do miasta - oznajmił beznamiętnie tata.
- To chyba nie jest dobry pomysł - przypomniałam sobie co się ostatnio stało jak tam byłam.
- Spokojnie nie będzie tam żadnych ludzi tylko my wilkołaki, wróżki, czarownice i inne nadprzyrodzone istoty - uspokoił mnie Jace.
- Dobra postaram się dać radę.
- Musisz - odezwał się tata.