czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 27 - Zakupy
 
Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Zatrzymaliśmy się przed wielkim, jasnym budynkiem.
- To co siostrzyczko? Idziemy? - spytał kiedy wyszliśmy z samochodu.
- Idziemy - powiedziałam i ruszyłam w stronę wejścia. Jace nie miał problemu z dogonieniem mnie.
- Nie uciekaj mi - szepnął z uśmiechem.
- Dobrze - odwzajemniłam uśmiech. Weszliśmy do środka. 
- Wybieraj - rozłożył rękę - tata za wszystko płaci - uśmiechnął się i poszedł do działu z męskimi ubraniami. Pomachałam mu i odwróciłam się. Weszłam do przedziału damskiego.
- Masz coś dla siebie?
- No - odpowiedziałam nieśmiało - a ty?
- Wziąłem tylko kurtkę - odpowiedział - ale znalazłem parę rzeczy dla ciebie.
- Dla mnie? Pokarz - zażądałam.
- Wybrałem Ci sukienkę - powiedział i wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał sukienkę.        - Jest śliczna ale gdzie ja ją założę? - spytałam retorycznie.                                                             - Może na jutrzejszy wieczór - odpowiedział wyszczerzając zęby w uśmiechu.                            - Tak a co będzie jutro wieczorem?                       - Uroczystość - odpowiedział wymijająco.
- Zapomniałbym mam dla ciebie jeszcze coś -
sięgnął ręką do koszyka i wyciągnął z niego skurzaną kurtkę. - To żebyś miała w czym jeździć na motorze - dodał widząc moje spojrzenie.                                                        -Na motorze? -powtórzyłam.                             - Tak siostrzyczko. Spokojnie nauczę cię jeździć - uśmiechnął się.     
- Dzięki - prychnęłam.    
- Oj nie marudź. To co wracamy?          
- Tak. Tylko najpierw zapłaćmy - zażartowałam.
- Myślisz, żeby nas złapali?
- Nie wiem. Wolę nie próbować - uśmiechnęłam się.
- Jak chcesz - prychnął jakby urażony.
***
Jace złapał mnie za ramiona kiedy wyszliśmy na parking.
- O co chodzi? - spytałam zdziwiona.
- Nie ważne chodź już - pchnął mnie w stronę samochodu. W tym momencie poczułam pieczenie w gardle i jakiś zapach. Ładny zapach, taki słodki. Nagle poczułam krew na wargach.
- Oj nie dobrze. Chodź. Szybko - mocniej zacisnął ręce na moich ramionach.
- Trzymaj tak rękę - podniósł moją rękę do ust. Poczułam coś pod nią coś ostrego ... kły!? Chciałam wyrywać się z uścisku ale nie dałam rady był za silny. Po kilku minutach znalazłam się w samochodzie.
- Masz, wypij - Jace rzucił mi butelkę z czerwoną cieczą
- Co to? - spytałam łapiąc butelkę.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała - nie uśmiechnął się co było do niego nie podobne. Widząc, jego minę wykonałam jego polecenie. Kiedy wypiłam pieczenie w gardle ustało.
 - Teraz powiesz mi co to było?
- Krew - na jego twarz wrócił uśmiech.
- Co? - zdziwiłam się.
- To co słyszałaś. No co może miałem ci pozwolić zabić tego mężczyznę na parkingu? - spytał podniesionym głosem.
- Nie. Przepraszam za to co chciałam zrobić - posmutniałam.
- Nie smuć się siostrzyczko. To nie twoja wina - próbował mnie pocieszyć.
- To niby czyja? - nie uspokoiłam się.
- Niczyja. Taka nasza natura. Jesteś wampirem - wzdrygnęłam się na to stwierdzenie - a one potrzebują krwi żeby żyć - dokończył. 
***
Leżałam na łóżku kiedy do mojego pokoju weszli Thomas i Jace.
- Łaził po korytarzu więc go tu przyprowadziłem - odezwał się mój brat.
- Dziękuje braciszku - Jace zrobił dziwną minę jakby zaskoczonego - o co chodzi?
- Nic tylko po raz pierwszy nazwałaś mnie swoim bratem - uśmiechnął się.
- Lepiej się przyzwyczaj - odwzajemniłam uśmiech. Thomas chrząknął.
- Dobra już wychodzę - powiedział i wyszedł z pokoju.
- Hej księżniczko - przywitał się ze mną.
- Cześć - rzuciłam.
- Co w takim złym humorze? - spytał. Opowiedziałam mu o wszystkim co się dzisiaj  działo.
- Spokojnie, nauczysz się nad sobą panować - uśmiechnął się.
- Ta może - powiedziałam bez entuzjazmu  - A ty co dzisiaj robiłeś? - spytałam, żeby zmienić temat.
- To co zwykle pracowałem i myślałem o tobie - uśmiechnął się.
- Dobrze, że chociaż ty miło spędziłeś dzień - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Przecież byłaś na zakupach. Myślałem, że dziewczyny to lubią.
- Bo lubią, przynajmniej ja ale po tym co się dzisiaj wydarzyło nie wiem kiedy następnym razem odważę się opuścić zamek.
- Nie obwiniaj się kochanie to nie twoja wina - podszedł do mnie i  mnie przytulił.
- Już to słyszałam "To nie twoja wina. Taka jest nasza natura". Skoro to nie przeze mnie to czemu czuje się winna? - zdenerwowałam się.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - pocałował mnie w głowę.
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się blado.
- Niestety księżniczko ja muszę już  iść - pocałował mnie i wyszedł.
Położyłam się na łóżko i próbowałam zasnąć. Nie mogłam ciągle myślałam o tym co się stało. Nawet jeśli bym przestała się  tym zamartwiać i tak bym nie zasnęła bo ktoś wszedł do pokoju.
- Mogę - zapytał ktoś z drugiej strony.
- Tak - krzyknęłam






 

    



 

 

 

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 26 - Szkolenie
 
- A to co? - spytałam odwzajemniając uścisk.
- Nic po prostu bałem się, że cię stracę. Znowu - uśmiechnął się lekko i odsunął.
- O co chodziło z tym szkoleniem? - spytałam przypominając sobie początek naszej rozmowy.
- To w sumie nic ważnego. Każdy wampir przechodzi szkolenie to coś takiego jak szkoła. Rozumiesz? - spytał patrząc na mnie.
- Tak - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ustaliliśmy z tatą, że ty też powinnaś je rozpocząć, ale z racji tego, że nie wiedziałaś kim jesteś nigdy go nie rozpoczęłaś. Jesteś w tyle. Dlatego postanowiliśmy, że razem z nim nauczymy cię tego co powinnaś wiedzieć. Takie zajęcia indywidualne - uśmiechnął się lekko - Oczywiście jeśli się zgodzisz.
- Dobrze zgadzam się
- Chyba nie masz wyboru - zaśmiał się a ja razem z nim.
- To co chcesz robić mamy jeszcze pół nocy - powiedział kiedy przestaliśmy się śmiać.
- Nie mam pojęcia - powiedziałam i położyłam się na jego łóżku.
- Dzisiaj możemy poleżeć i nie robić nic - położył się koło mnie - ale na jutro mam plany - dodał tajemniczo.
- Tak? A jakie? - podniosłam się na łokciu. Zrobił to samo i spojrzał mi w oczy.
- Muszę jechać do miasta na zakupy.
- Myślałam, że mężczyźni tego nie lubią - odparłam bez zastanowienia.
- Bo nie lubią, przynajmniej ja.
- To czemu jedziesz?
- Wiesz nie zawsze robimy to co chcemy - powiedział tonem matki, która poucza swoje dziecko - po za tym nie jadę tam ze względu na mnie tylko na ciebie.
- A co ja mam z tym wspólnego? - spytałam zdziwiona.
- A w czym chcesz chodzić jeśli tu zostajesz? Jedziemy do galerii handlowej po ubrania dla ciebie - zamilkł na chwilę - oczywiście jedziesz z nami i bez dyskusji - zażądał.
- To nie zastaje mi nic innego jak się zgodzić.
- Mądra dziewczynka - zakpił ze mnie. W odpowiedzi wytknęłam mu język.
- Teraz zachowujemy się jak rodzeństwo - stwierdziłam.
- W końcu nim jesteśmy - potwierdził.
***
Kiedy zaczęło wschodzić słońce wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Niestety sen nie nadchodził. Myślałam o kilku ostatnich dniach i zmianach jakie zaszły w moim życiu od tamtej pory. Doszłam do wniosku, że prawie nic nie jest i nie będzie takie samo. W końcu zasnęłam.
- Wstawaj królewno - obudził mnie znajomy głos. Podniosłam się na łokciu. Przed sobą zobaczyłam sylwetkę Jace'a.
- Po co? - wymamrotałam zaspana.
- Nie pamiętasz co ci wczoraj mówiłem? - spytał.
- Nie - nie próbowałam sobie nawet przypomnieć o czym rozmawialiśmy.
- Mieliśmy jechać na zakupy. Dlatego wstawaj i ubieraj się. Czekam na korytarzu - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania. Weszłam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam zrobiłam lekki makijaż i wyszłam na korytarz.
- To dla ciebie - powiedział Jace wręczając mi coś zawiniętego w papier.
- Co to? - spojrzałam na niego pytająco.
- Jedzenie.  
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Idę do garażu po samochód - oznajmił - idziesz ze mną?
- Tak - odpowiedziałam i do niego podbiegłam.
Weszliśmy do pomieszczenia, w którym stało jakieś dziesięć samochodów.
- Wszystkie są twoje? - spytałam z niedowierzeniem.
- Właściwie to taty ale pozwala mi nimi jeździć dzisiaj pojedziemy tym - wskazał na białe Ferrari.
- Okey - przytaknęłam. Mo brat podszedł i otworzył drzwi przede mną. Podziękowałam i wsiadłam do samochodu.



sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 25 - Nowe życie

- Okay dziękuje - powiedziałam i odwróciłam się we wskazanym kierunku.
Po kilku minutach stałam przed drzwiami domku. Zapukałam.
- O cześć - otworzył mi Thomas. Wyglądał na zaskoczonego.
- Co taki zdziwiony? - spytałam.
- Po prostu nie spodziewałem się ciebie tutaj - odpowiedział.
- Czemu? Nie mogę cię już odwiedzać? - spytałam trochę smutno.
- Oczywiście, że możesz kochanie - wpuścił mnie do środka - po prostu myślałem, że nie będziesz mnie chciała już widzieć - dodał i trochę posmutniał.
- Niby czemu? - spytałam zdziwiona.
- No bo... - jąkał się - bo ty jesteś córką króla a ja tylko zwykłym człowiekiem no nawet nie do końca człowiekiem - uśmiechnął się lekko.
- To na prawdę nie ma znaczenia - zapewniłam go.
- To chodź tutaj - zawołał mnie. Podeszłam do niego a on mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
- Muszę już iść. Przyjdę jutro jeśli chcesz - powiedziałam kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- No jasne, że chce. Wiesz gdzie mnie szukać jak coś - uśmiechnął się i odprowadził mnie do drzwi.
- No to do zobaczenia - odwzajemniłam uśmiech i wyszłam.
- Przepraszam, gdzie znajdę Jace'a? - spytałam jedną ze służących kiedy weszłam do zamku.
- Jest u siebie. Mogę panią zaprowadzić - kiedy wyraziłam na to zgodę zaprowadziła mnie do jego pokoju.
- To tutaj - powiedziała i odeszła. Podziękowałam i zapukałam do drzwi. Momentalnie w drzwiach stanął Jace.
- Dobrze, że jesteś czekaliśmy na ciebie. Wejdź - zaprosił mnie do środka. Jego pokój prawie taki sam jak mój. No może był trochę większy. Na fotelu w rogu siedział tata.
- Chcielibyśmy - spojrzał na tatę - z tobą porozmawiać.
- O czym? - spytałam.
- O twoim szkoleniu - po raz pierwszy odezwał się ojciec.
- O czym? - powtórzyłam pytanie.
- Jeśli chcesz tu zostać musisz rozpocząć szkolenie - zaczął Jace.
- A kto powiedział, że chce? - przerwałam mu.
- To nie chcesz? Przecież tu jest twoja rodzina - powiedział tata.
- A moja stara rodzina? Ludzie, którzy mnie wychowali. Myślicie, że się o mnie nie martwią, że mnie nie szukają? - wykrzyczałam.
- Oczywiście, że cię kochają i się o ciebie martwią ale ty już nie możesz do nich wrócić - próbował mnie uspokoić tata.
- Niby dlaczego? - spytałam nadal wściekła.
- Bo ich pozabijasz - krzyknął Jace. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to? - zadał jedyne pytanie, które przychodziło mi na myśl.
- Rosalie. Najpierw się uspokój - zaczął tata - pozwolisz, że ci wszystko wytłumaczę - kiwnęłam na znak zgody - Nie możesz teraz żyć wśród ludzi. Od momentu kiedy wiesz kim jesteś zaczęłaś się rozwijać jako wampir.
- Czyli jak?
- Poprawiły się twoje zmysły i pojawiło kilka nowych zdolności.
- Jakich? - zadałam kolejne pytanie.
- Sama się tego dowiesz. Tylko jest jeden mały problem razem z umiejętnościami pojawia się także pragnienie - chciałam coś powiedzieć ale mi nie pozwolił i mówił dalej - odpowiadając na pytanie, które chciałaś zadać chodzi o pragnienie krwi. Właśnie dlatego nie możesz wrócić do swojej dawnej rodziny - kiedy skończył zamurowało mnie nie wiedziałam co powiedzieć.
- Oczywiście jeśli nie chcesz tu zostać nie będziemy cię zatrzymywać. Wybór należy do ciebie - dodał.
- Zostanę - odpowiedziałam po chwili zastanowienia - ale chcę zadzwonić do moich adopcyjnych jeśli mogę ich tak nazwać rodziców - postawiłam warunek.
- Kochanie, jeśli chcesz to możesz. Jeszcze jedno to, że jesteś moją córką upoważnia cię do korzystania z naszej służby i do wielu innych rzeczy ale wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - powiedział i wstał z fotela - to ja już pójdę do zobaczenia dzieci - pomachał nam i opuścił pokój.
- To teraz zaczynasz swoją nową przygodę, nowe życie - powiedział Jace i mnie przytulił.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 24 - Gra
 
- A broń? - krzyknął ktoś z tłumu.
- Chodź Evan pomożesz mi - powiedział Luce i odszedł. Chłopak poszedł za nim. Za nim wrócili Jace powiedział mi o co chodzi w tej zabawie. Głównym celem było zdobycie flagi przeciwnej drużyny. Na końcu powiedział, że sobie poradzę, że będzie przy mnie. W sumie to fajne uczucie mieć starszego brata.
- Powodzenia- powiedział Evan podając pistolet Jace'owi.
-Proszę śliczna - Luce podał mi pistolet. 
- Dobra wy zaczynacie. Macie pięć minut przewagi - powiedział Jace do Davida. Ten kiwnął głową zebrał swoją grupę i wszedł w las. 
- I tak wygramy - krzyknął ktoś.
- Nie bądź tego taki pewny Alex - skarcił go Luce.
- Dobra minęło pięć minut. Zaczynamy? - krzyknęła jakaś osoba z grupy.
- Tak - odkrzyknął Jace.
Weszliśmy w las omówiliśmy taktykę, podzieliliśmy się na zespoły i ruszyliśmy każdy w swoją stronę. Oczywiście byłam w grupie z Jace'm  i Luce'm bo uparł się, że pójdzie z nami. Szliśmy tak kiedy coś usłyszałam.
- Cicho bądźcie - powiedziałam do nich.
- Co ale czemu? - spytali prawie jednocześnie. 
 - Nie słyszycie ich? - zdziwiłam się ponieważ oni powinni mieć lepszy słuch niż ja. Zaczęli nasłuchiwać.
- W tamtą stronę - wskazał Luce. Poszliśmy za nim. przed nami była grupka ludzi, naszych wrogów. Zorientowałam się kim oni byli kiedy chłopaki zaczęli strzelać.  Kiedy oni (wrogowie) byli cali umazani farbą (na którą były pistolety) ruszyliśmy dalej. 
- Dobra robota - pochwalił mnie mój brat.
- No. Nie dość, że ładna to i zdolna - zgodził się z nim Luce.
- No a jakby inaczej? Przecież to moja siostra - droczył się z nim.
- W sumie to ja nic nie zrobiłam. 
- No jak nie? - spytali jednocześnie.
- Przecież to ty ich znalazłaś. Chociaż to my powinniśmy to zrobić bo jesteśmy starsi - dodał Jace.
- Dobra nie ważne - lekceważąco machnęłam ręką.
- Widzę ją - po kilku minutach odezwał się Jace. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Flagę - odpowiedział - tam jest - wskazał ręką na kawałek czerwonej tkaniny. 
- No to na co czekacie? Chodźmy po nią - powiedział Luce i pobiegł we wskazanym kierunku. My oczywiście zrobiliśmy to samo. Zanim dotarliśmy do celu zaatakowała nas grupa ludzi, których pokonaliśmy. Nawet ja strzeliłam co prawda to chyba nie trafiłam, ale liczą się chęci. Jace pobiegł po flagę. Krzyknął, że wygraliśmy i wrócił do nas.
- Ej na znowu ty znalazłeś flagę - pożalił się Luce.
- Też byś ją znalazł gdybyś się ciągle nie gapił na Rose - odpyskował mu. 
- Co? Ja wcale się nie gapiłem  - oburzył się.
-  Przecież widziałem.
- No dobra - przyznał się. Chciałam coś powiedzieć ale nic nie przychodziło mi do głowy. 
- Możemy już wracać do miejsca, w którym zaczeliśmy wszyscy powinni już tam być - powiedział Jace i pobiegł w stronę łąki, chyba. Pobiegłam za nim. Zdziwiłam się kiedy go dogoniłam.
- O widzę, że odkrywasz swoje nowe zdolności - powiedział nie zatrzymując się  Jace. Jakie umiejętności? - zastanawiałam się. 
- O jesteście - powiedział chyba David kiedy weszliśmy na polanę. 
- No jesteśmy i co z tego? - spytał Luce, który przybył kilka sekund po nas. 
- To znaczy, że możemy ogłosić wynik - odpowiedział David, który był liderem drugiej drużyny.
- To oczywiste, że my wygraliśmy - krzyknął jakiś chłopak, którego imienia nie pamiętam.
- Tym razem masz rację Alex - powiedział Luce a Jace podniósł rękę, w której miał flagę.
- Tym razem wygraliście ale to nie będzie trwać wiecznie - uśmiechnął się David i odszedł.
- To co młoda wracamy? - spytał Jace.
- Nie młoda - oburzyłam się - odpowiadając na twoje pytanie tak możemy wracać.
- Dobra - powiedział i wyprzedził mnie.
***
Zatrzymaliśmy się przed zamkiem.
- Idziesz do siebie? - spytał Jace. 
- Nie. Chciałam jeszcze iść do Thomasa. A co?
- Nic. Jak wrócisz to przyjdź do mnie. Muszę z tobą porozmawiać - powiedział poważnie.
- Dobrze. 
- Thomas mieszka tam ale nie wiem czy go zastaniesz - wskazał mały drewniany domek. 

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 23 - Polana
 
Jak Jace mnie zostawił poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam, że położę się spać. Wiem, że dopiero wstałam i w ogóle ale te wszystkie wydarzenia, całe te nowe życie jest strasznie męczące. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Po kilku minutach już spałam. 
***
- Wstawaj - obudził mnie czyjś głos.
- Co? Która godzina? - spytałam wstając z łóżka.
- Dokładnie 22:15 - w tym momencie rozpoznałam czyj to był głos. Jace'a.
- To po co mnie obudziłeś? - spytałam oburzona. 
- Nie pamiętasz miałem cię gdzieś zabrać.
- Dobra już pamiętam.
- No to wstawaj. Masz pięć minut. Załóż coś wygodnego i najlepiej ciemnego - wydał mi polecenia. W tym momencie zauważyłam, że jest ubrany na czarno. Czarna koszulka z krótkim rękawem i czarne dresy. - czekam na ciebie na korytarzu.
Leniwie wstałam z łóżka i podeszłam do mojej walizki. Wyciągnęłam z niej wygodne i ciemne ubrania. Założyłam je na siebie, związałam włosy w kucyk i wyszłam z pokoju.

- No i tak powinnaś wyglądać - pochwalił mnie Jace - Idziemy po Luce'a - powiedział i odszedł. Poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami Jace zapukał. 
- Wchodź - krzyknął ktoś zza drzwi. Mój brat delikatnie je otworzył i wszedł do środka. Pokazał mi gestem, że mam zrobić to samo.
- Gotowy? - spytał Jace.
- Za chwilę - powiedział i wszedł do pokoju, w którym byliśmy.
- Dokąd idziecie? - za nim weszła jakaś dziewczyna.
- Nie twoja sprawa. I tak z nami nie idziesz - odparł ostro Luce.
- A ona to może? - spojrzała na mnie.
- Ona jest siostrą Jace i jest od ciebie starsza i ładniejsza - zrobiłam się lekko czerwona. 
- Co ma wygląd do tego? - spytała oburzona.
- Nic siostrzyczko po za tym ona tak nie marudzi jak ty  - dalej się kłócili.
- Ona ma imię - wtrąciłam się.
- Przepraszam Rose - powiedział szczerze - Dobra to idziemy. A ty zostajesz - rozkazał siostrze. Ona oburzyła się i wróciła do swojego pokoju. My wróciliśmy z powrotem na korytarz.
- Oni tak zawsze? - spytałam Jace'a. 
- Tak - odparł jakby znudzony.
- To przez Emily bo ona zawsze chce robić to samo co ja - dodał Luce.
- Idziemy czy będziemy tu stać i gadać? - spytał Jace.
- Nie już idziemy. Prowadź - odpowiedził Luce. Mój brat wyszedł przed na przód i zaczął nas gdzieś prowadzić. Zatrzymaliśmy się na jakiejś polanie.
- No to jesteśmy. Reszta powinna zaraz być - powiedział Jace kiedy dotarliśmy na miejsce. Po kilku minutach na polanę weszli ludzie znaczy wampiry. Było ich około dwudziestu. 
- To co zaczynamy? - spytał ktoś z grupy wampirów.
- Chwila najpierw dzielimy drużyny. 
- Kim jest ta mała? - spytał ktoś patrząc na mnie.
- Pewnie nowa dupa Jace'a - odpowiedział ktoś inny.
- Zamknąć ryje - krzyknął Luce.
- Jeśli tak bardzo was interesuje kim ona jest to wam powiem. To moja siostra i radziłbym wam z nią nie zadzierać.
- A to czemu? - spytał ktoś z tłumu.
- Bo skopie wam dupy - Jace odpowiedział mocno wkurzony.
- Dobra zacznijmy za nim zacznie się bójka - krzyknął jakiś wampir. 
- Dobra Jace i David wybierają - powiedział Luke. Z tłumu wyszedł chłopak (pewnie David) i ustał obok Jace'a przed tłumem.
 - Zaczynasz - rzucił do mojego brata.
- Rose - krzyknął a ja podeszłam do niego. 
Przez tłum przeszła fala szeptów.
- Matt - wybrał David.
- Luce - krzyknął Jace. Po paru minutach i wykrzyknięciu jakiś dwudziestu imion skończyli wybieranie.
- To zaczynamy - krzyknął Matt czyli chłopak, którego jako pierwszy wybrał David.