piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 29 - Rozmowa telefoniczna
 
- Okay  - powiedziałam i wzięłam do ręki mój telefon. Wybrałam numer po czym włączyłam tryb głośnomówiący. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Halo? - usłyszeliśmy z drugiej strony.
- Cześć mamo - powiedziałam nieśmiało, patrząc na Jace.
- Magda? - spytała zaskoczona.
- Tak.
- Ale jak? Żyjesz? Nic ci nie jest? - oszołomiona zadawała pytania.
- Tak mamo, wszystko w porządku. Jestem cała i zdrowa - zapewniłam.
- Gdzie jesteś? - spytała a ja spojrzałam na Jace bo nie wiedziałam czy mogę jej odpowiedzieć. Mój brat przecząco pokręcił głową.
- Nie mogę ci powiedzieć - powiedziałam z poczuciem winy.
- Jak to nie możesz powiedzieć własnej matce.
- Nie jesteś - Jace zorientował się co chce powiedzieć bo czymś we mnie rzucił i przyłożył palec do ust w geście, że mam być cicho.
- Nie ważne. Chciałam  ci tylko powiedzieć, żebyście się o mnie nie martwili - wytłumaczyłam.
- Kiedy wrócisz? Filip ciągle o ciebie pyta? - spytała zatroskana.
- Nie wrócę. Nie mogę, nie chce - wybełkotałam.
- Musisz wrócić nie możesz mieszkać sama nie wiadomo gdzie - płakała.
- Mogę, jestem dorosła i nie muszę robić tego co mi karzesz - wykrzyczałam - i nie jestem tu sama.
- Tak to niby z kim? Z tym twoim durnym chłopakiem? Wracaj do domu - również krzyczała.
- On nie jest durny - zaczęłam płakać - jak ochłoniesz to zadzwoń.
- Magda nie ... - nie zdążyła dokończyć ponieważ się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam płakać. Kilka sekund później znalazłam się w ramionach Jace, o którego obecności zapomniałam.
- Będzie dobrze - szeptał.
- A co jeśli nie?
- Musi być dobrze. Zawsze po czasie jest dobrze. Wszystko zawsze wraca do normy - tłumaczył.
- Co nazywasz normą. Dla mnie normalnością było moje dawne życie, które już nie wróci.
- To co jest teraz będzie normalnością - uśmiechnął się pełen nadziei.
- Może - prychnęłam i wtuliłam się w niego.
- To może lepiej przyjdę później - usłyszałam zza uchylonych drzwi.
- Nie, spoko. Możesz wejść - odpowiedział Jace.
- Czemu mówisz kto może wejść do mojego pokoju? - spytałam z gniewem patrząc na brata.
- Ponieważ jestem starszy - uśmiechnął się i odwrócił do przybysza, który okazał się być Lucas'em.
- Mogę ci zabrać Jace? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie.
- Tak. Im dalej tym lepiej - powiedziałam z uśmiechem.
- Kocham cię siostrzyczko - odpowiedział z przekąsem.
- Ja ciebie też - powiedziałam kiedy wychodzili.
Spojrzałam na zegarek, była 14.20. Zauważyłam, że przez okno do mojego pokoju wpada światło słoneczne. Jace mówił, że nam szkodzi. Postanowiłam to sprawdzić. Włożyłam rękę w strugę światła. Od razu tego pożałowałam. Poczułam pieczenie na skórze, jakby ktoś mi ją podpalił. Kiedy spojrzałam na dłoń nie zobaczyłam nic nadzwyczajnego. Tak jakby ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca. Byłam trochę, a nawet bardzo zdziwiona.
- Regenerujesz się - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się. To był Thomas.
- Przestraszyłeś mnie - wyznałam.
- Przepraszam nie chciałem.
- Po co przyszedłeś? -  spytałam prosto z mostu.
- Nie mogę cię po prostu odwiedzić - pocałował mnie.
- Nie - uśmiechnęłam się - nie bez powodu.
-  No dobra muszę ci o czymś powiedzieć - zaczął niechętnie.
- Słucham - zapewniłam.
- Muszę wyjechać  - powiedział w końcu.
- Dokąd?
- Niedługo wrócę - obiecał.
- Na pewno?
- A co nie ufasz mi? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że tak, a ty mi?
- No jasne, ale teraz muszę już iść. Wybacz kochanie - powiedział trochę smutno.
- Żegnaj - pomachała mu.
Do pokoju wszedł Jace.
- Gdzie byłeś? - spytałam.
- Niech cię to nie interesuje. Ja nie pytam co tu robiłaś z Thomasem - uśmiechnął się z wyższością.
- Skąd wiesz, że tu był?
- Moja magiczna moc mi to powiedziała.
- A tak serio? - spytałam śmiejąc się.
- Tak serio to widziałem jak wychodził - zaczął śmiać się razem ze mną.
- Co chciałeś?
- Powiedzieć ci, że przyjdę po ciebie w nocy - uśmiechnął się złowieszczo.

- Tak? Po co? - spytałam grając w jego grę.
- Obudzić cię oczywiście - dźgnęłam go łokciem - a tak serio to dzisiaj jest uroczystość na, którą cię zabieram - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dobra  - odwzajemniłam uśmiech.
- To idź już spać.
-Dobrze tatusiu - zakpiłam z niego.
- Ej, nie jestem nim - oburzył się.
- Ale tak się zachowujesz - odparłam.
- Może trochę - przyznał i oboje zaczęliśmy się śmiać - do zobaczenia siostrzyczko.
- Żegnaj braciszku.

















 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz