sobota, 26 września 2015

Rozdział 34 - Przygotowania do
uroczystości
 
Poszliśmy do pokoju Jace. Zapukałam do jego drzwi i lekko je uchyliłam.
- Chciałeś coś braciszku? - spytałam słodko.
- Tak siostrzyczko - uśmiechnął się - wejdź i siadaj -  wykonałam jego polecenie ciągnąc za sobą Thomas'a.
- Widzę, że masz towarzystwo - zmierzył wzrokiem mojego chłopaka. Kiedy siadałam koło niego na łóżku.
- Przeszkadza ci to?
- Nie, ale chyba zacznę być zazdrosny - zaśmiał się cicho.
- Nie masz o co. Wiesz, że to ty jesteś moim najukochańszym bratem - wyszczerzyłam zęby w promiennym uśmiechem.
- To niesamowite - po raz pierwszy odezwał się mój towarzysz. Jego głos był pełen podziwu i zdumienie.
- Co? - spytaliśmy równocześnie.
- Wasza relacja. To jak w tak krótkim czasie się do siebie zbliżyliście i zachowujecie się jakbyście znali się całe życie - wyjaśnił dalej tym trochę zdziwiony.
- W końcu jesteśmy rodzeństwem i tak jakby znamy się całe życie chociaż tego nie pamiętamy.
- Ja pamiętam. Byłaś słodka jako noworodek - zaśmiał się.
- Och zamknij się - rzuciłam w niego czymś co było pod ręką. W tym przypadku była to poduszka.
- Nie denerwuj się siostrzyczko - uśmiech dalej widniał na jego twarzy - ale do rzeczy ściągnąłem cię w konkretnym celu - spojrzałam na niego pytająco -  jak już wiesz mamy się dzisiaj zjawić na uroczystości...
- W jakimś konkretnym celu? - przerwałam mu.
- My tam idziemy jako dzieci króla, ale tata ma spotkanie z przedstawicielami innych gatunków - wyjaśnił - i chciał, żebyś też się tam z nami wybrała, ja byłem tam już parę razy ale dla ciebie to będzie nowość. Dlatego chciałem ci powiedzieć jak to mniej więcej wygląda - przerwał, żeby zaczerpnąć tchu - starsi idą do jakiegoś innego pokoju. Za to my razem z innymi "dziećmi" - zrobił cudzysłów w powietrzu - jak nas nazywają mamy salę balową. I coś w rodzaju takiego szkolnego balu tylko, że w stylu takiego jakby to nazwać balu królewskiego i tak się ubieramy.
- Nie posiadam takich rzeczy - stwierdziłam.
-  Dziwne, żebyś posiadała siostrzyczko, dlatego o tym pomyślałem i kupiłem ci suknie mam nadzieję, że ci się spodoba  - uśmiechnął się.
- Pokarzesz mi ją?
- Oczywiście. Dam ci ją i od razu idziesz się przebrać bo
za godzinę ruszamy - poszedł do swojej garderoby.
***
Po trzydziestu pięciu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam sukienkę od Jace - która nawiasem mówiąc była śliczna i pasowała na mnie idealnie - zrobiłam makijaż i podpięłam włosy tak, żeby wyglądały na krótkie.
- Mogę? - usłyszałam pukanie do drzwi. Rozpoznałam głos Jace.
- Tak.
- Ślicznie wyglądasz  pochwalił kiedy mnie zobaczył.
- To dzięki tobie masz świetny gust - tym razem ja skomplementowałam jego.
- To znaczy, że mogę ci wybierać ubrania?
- O nie co to, to nie. Swoją drogą ty też nieźle wyglądasz - stwierdziłam kiedy mu się uważniej przyjrzałam. Ubrany był w czarny dopasowany garnitur, białą koszulę i krawat.
- Dziękuje - zawstydził się trochę - to co idziemy? - wyciągnął rękę, którą ujęłam.
- Tak.
Po kilku minutach wyszliśmy z zamku. Na parkingu obok czarnej limuzyny stał tata.
- To jak dzieciaki - gdyby wzrok Jace mógł zabić tata leżał by już martwy  - no dobra nie denerwuj się tak. To zacznę od początku. To jak droga młodzieży - spojrzał na mojego brata wzrokiem, który mówił "pasuje?'' kiedy ten przytaknął kontynuował - jedziemy? - otworzył drzwi samochodu.
- Tak, ojcze - powiedział  z kpiącym uśmieszkiem.
- Mówiłem ci już, żebyś tak do mnie nie mówił - upomniał się.
- A ja ci mówiłem, żebyś nie mówił do mnie dziecko a ty i tak to robisz - oburzył się.
- Dobra koniec tych kłótni bo zaraz się spóźnimy - przerwałam ich wymianę zdań.
- Ona ma rację - stwierdził Jace i wsiadł do auta a ja zaraz za nim.
 - Dokąd właściwie jedziemy? - spytałam po jakiś pięciu minutach jazdy.
- Do miasta - oznajmił beznamiętnie tata.
- To chyba nie jest dobry pomysł - przypomniałam sobie co się ostatnio stało jak tam byłam.
- Spokojnie nie będzie tam żadnych ludzi tylko my wilkołaki, wróżki, czarownice i inne nadprzyrodzone istoty - uspokoił mnie Jace.
- Dobra postaram się dać radę.
- Musisz - odezwał się tata.












 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

sobota, 19 września 2015

Rozdział 33 - Wyścigi

Szliśmy w ciszy - która wcale mi nie przeszkadzała - trzymając się za ręce. Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Było tam ślicznie. Staliśmy nad brzegiem jeziora za, którym był las. Wyglądało to na prawdę magicznie.
- I jak podoba ci się? - spytał Thomas, kiedy rozkładał koc na trawie.
- Bardzo - podziękowałam mu całusem w policzek i usiadłam na kocu. Po chwili mój chłopak do mnie dołączył.
- To dobrze - uśmiechnął się i objął mnie w tali i przyciągnął do siebie po czym złączył nasze usta w pocałunku.
- A to za co? - spytałam kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- To muszę mieć jakiś powód, żeby pocałować moją dziewczynę?  - uśmiechnął się z wyższością.
- Nie. Chyba nie - odwzajemniłam uśmiech. Po czym położyłam się i patrzyłam w niebo. Oczywiście Thomas zrobił to samo co ja kilka sekund temu.
- Co tam widzisz? - szepnął mi do ucha.
- Małe lwiątko - wskazał palcem chmurę, o której mówiłam.
- Masz rację - potwierdził - teraz spójrz tam - wskazał mi ręką kierunek, w którym mam patrzeć.
- O to słodkie - powiedziałam kiedy zobaczyłam chmurę w kształcie serca - i romantyczne - dodałam po chwili.
- Ja zawsze jestem słodki i romantyczny - zaśmiał się.
- I skromny - również się zaśmiałam.
- Tylko żartowałem. Za to ty jesteś najsłodsza, najaromatyczniejsza i   w ogóle najlepsza - na te słowa zrobiłam się czerwona jak burak co próbowałam ukryć włosami - i najpiękniejsza nawet jak się rumienisz - odgarnął mi włosy z twarzy. 
- Przestań - powiedziałam jeszcze bardziej się czerwieniąc, jeśli to w ogóle możliwe. Z tej niezręcznej sytuacji wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Jace.
- Przepraszam cię na chwilę - powiedział do Thomasa i odeszłam od niego kawałek. Odebrałam telefon.  
- Tak braciszku? - zaczęłam słodko.
- Gdzie jesteście? - spytał trochę zakłopotany.
- Nad jeziorem - odpowiedział zaskoczona jego pytaniem - stało się coś?
- Nie. Ale jest dzisiaj uroczystość na którą koniecznie musimy jechać. Dlatego zabieraj swojego ukochanego i wracajcie do zamku. Jak najszybciej.
- Dobra już - powiedziałam i zakończyłam połączenie. Wróciłam do Thomasa.
- Co się stało kochanie? - spytał kiedy zobaczył moją minę. 
- Nic. Tylko musimy już wracać do zamku.
- Czemu?
- Bo mój kochany braciszek nie powiedział mi o jakiejś uroczystości na której mam się zjawić. 
- Widzisz to są obowiązki królewny - uśmiechnął się a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.
- Dobra koniec tej zabawy. Musimy się zbierać - powiedziałam poważnym tonem.           
- Dobrze już to zbieram - powiedział po czym złożył koc i wziął go do ręki.
- Możemy iść?
- Po co iść możemy biec będzie szybciej.
- Nie wiem czy za mną nadążysz - zażartowałam.
- To się jeszcze okaże - odgryzł się.
- Proponujesz mi wyścig?
- Tak - uśmiechnął się triumfalnie.
- Jak chcesz ale jak się zgubie to będzie twoja wina - rzuciłam oskarżycielsko.
- Jak będziesz biec za mną to się nie zgubisz - jego uśmiech nie zniknął. Dlatego chciałam wygrać i zetrzeć mu go z twarzy.
- Dobra koniec gadania. Zaczynamy - powiedziałam i zaczęłam biec.  Po chwili Thomas biegł koło mnie dlatego przyspieszyłam, a on zrobił to samo. Po kilku minutach takich przepychanek byliśmy na miejscu.
- Wygrał - wytknęłam mu język.
- Oczywiście, że tak królewno - podszedł i mnie przytulił.
- A ty co taki zgodny? - spytałam zdziwiona jego zachowaniem.
- Bo dałem ci wygrać - uśmiechnął się zwycięsko.
- Ta jasne - rzuciłam niedbale - chodźmy już bo Jace się wkurzy - powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw.
- A tak właściwie to dokąd idziemy?
- Ja do mojego brata a ty to właściwie nie wiem - puściłam jego rękę - jesteś wolny.
- Pójdę z tobą jeśli nie masz nic przeciwko.
- Oczywiście, że nie chodźmy - złapałam jego rękę i splotłam ze sobą nasze palce.

















sobota, 12 września 2015

Rozdział 32 - Spacer
*Oczami Rosalie*
Od razu po wyjściu z pokoju poszłam do domku Thomasa. Szybko przebiegłam pod jego domek, żeby nie poparzyło mnie słońce. Chociaż nie świeciło już tak intensywnie to dalej lekko paliło moją skórę, co nie było miłym uczuciem. Po kilku minutach stałam na ganku. Zapukałam. Nie musiałam długo czekać ponieważ po upływie kilku sekund drzwi się otworzyły.
- Hej - powiedział lekko zdziwiony Thomas.
- Cześć - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
- Skąd wiedziałaś, że wróciłem? - spytał i gestem zaprosił mnie do środka.
- Jace mi powiedział, że mnie szukałeś  - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Rzeczywiście - potwierdził.
- To dlaczego byłeś taki zdziwiony kiedy mnie zobaczyłeś? - spytałam przypominając sobie jego wyraz twarzy kiedy mnie zobaczył.
- Bo - zawahał się - bo twój brat powiedział, że jesteś zajęta i, że mam przyjść później. Dlatego nie spodziewałem się ciebie tutaj - wyjaśnił.
- To się pomyliłeś - stwierdziłam wesoło.
- Jeśli chodzi o ciebie to ciągle się mylę - uśmiechnął się trochę tajemniczo - często mnie zaskakujesz - urwał - oczywiście pozytywnie -  dodał po krótkiej chwili milczenia.
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem jedną wielką niewiadomą? - spytałam żartobliwie.
- Oczywiście - wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu - i mam nadzieje, że zawsze będziesz mnie zaskakiwać.
- Zawsze - wyszeptałam i go pocałowałam.
- Takie obietnice mi się podobają - powiedział kiedy się od siebie odsunęliśmy. Siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy. Niezręcznej ciszy.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponowałam, żeby przerwać milczenie. Thomas znacząco spojrzał na okno gdzie jeszcze świeciło słońce - Za kilka minut słońce zajdzie, wtedy możemy iść - odpowiedziałam na jego nie zadane pytanie.
- Jeśli tego chcesz, księżniczko.
- Nie mówiłam ci już kiedyś, żebyś mnie tak nie nazywał? - spytałam retorycznie.
- Mówiłaś - przyznał mi racje - ale wtedy nią nie byłaś, znaczy - byłaś tylko o tym nie wiedziałaś - zamilkł na chwilę, jakby pogubił się w tym co mówił - ale  teraz wiesz i to upoważnia mnie do mówienia na ciebie "księżniczko" - skończył z uśmiechem na ustach i wyższością w głosie.
- Jak sobie chcesz - prychnęłam nie zadowolona - to co możemy już iść?
- Nie powinnaś najpierw kogoś poinformować, że wchodzisz? - 

 spytał trochę podejrzliwie.
- Właściwie to nie jestem dorosła - mój chłopak spojrzał na mnie groźnie - no dobra skoro narzekasz to wyślę esemesa do Jace. Pasuje?
- Tak - odpowiedział i uśmiechnął się triumfalnie a ja wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać.
- Teraz możemy iść - stwierdziłam po jakiś pięciu minutach.
- Dokąd? - spytał chwytając mnie za rękę.
- Prowadź - uśmiechnęłam się a on spojrzał na mnie trochę zaskoczony - ja nie znaniłm tych terenów - wyjaśniłam.
- Jak sobie życzysz pani - lekko się ukłonił. Zaczęłam się z niego śmiać a on po chwili do mnie dołączył.
- Daj sobie spokój - powiedziałam przez śmiech - nie chcę być jakąś królową czy nie wiadomo kim.
- Ale jesteś  - podsumował.
- Może i jestem ale nie chcę. I proszę cię, żebyś mnie tak nie traktował - powiedziałam.
- Jak? - spytał jakby nie wiedział o co chodzi.
- Jak jakąś królową. Jestem zwykłą osiemnastoletnią dziewczyną i tak masz mnie traktować. Rozumiesz? - podniosłam głos
- Widać, że masz to we krwi - stwierdził cicho.
- Nie prawda - oburzyłam się - i przepraszam za to, że tak się uniosłam nie chciałam, naprawdę - w tym momencie było mi głupio za to co zrobiłam.
- Nic się nie stało. Lubię cię taką - uśmiechnął się.
- Jaką wredną, która wszystkim rozkazuje?  - spytałam z sarkazmem.
- Nie - zaprzeczył - odważną, pewną siebie, która wie gdzie jest jej miejsce - powiedział na co lekko się uśmiechnęłam - Na tronie - dodał po chwili na co nie byłam zadowolona.
- Rozmawialiśmy już o tym - upomniałam go  - zresztą na szczęście to Jace ( jako ten starszy) przejmie władzę po tacie - wytłumaczyłam.
- Jak sobie chcesz ale dla mnie to ty zawsze będziesz królową.
- A ty królem - dodałam.
- Skoro tak twierdzisz - powiedział po czym mnie pocałował.


































sobota, 5 września 2015

Rozdział 32 - Wyznanie
 Chciałam położyć się spać, tylko, że jak zawsze nie było mi to dane. Ktoś zapukał do drzwi i lekko je uchylił.
- Mogę wejść? - usłyszałam z zza drzwi. Nie widziałam osoby, która tam stała ale po głosie wiedziałam kto to był. Lucas.
- Tak wchodź - powiedziałam siadając na łóżku.
- Chciałem z tobą porozmawiać - spytał nie pewnie co było do niego nie podobne - Mogę?
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Podoba mi - zawahał się, pokazałam gestem, żeby mówił dalej - pewna dziewczyna - nie dokończył bo mu przerwałam.
- I mówisz mi ponieważ? - spytałam trochę zaskoczona.
- Bo chciałem prosić cię o radę - kiedy usłyszał hmm zaczął mówić dalej - Nie wiem jak jej to powiedzieć.
- Po prostu powiedz jej, że ją kochasz - powiedziałam coś co było oczywiste, bo nie miałam dla niego lepszej rady.
- Mógłbym spróbować powiedzieć to ... tobie? - spytał nie śmiało.
- No - zawahałam się - dobrze.
 - Kocham cię.
- To teraz idź i jej to powiedz - zachęciłam go.
- Już to zrobiłem - spojrzałam na niego zdziwiona. I zaczęłam się cicho śmiać.
- Ty żartujesz, prawda? - spytałam  z nadzieją.
- Nie. Naprawdę mi się podobasz od momentu kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem z Jace'm.  Przestraszyłem się, że nie będą mógł z tobą być bo myślałem, że jesteś z moim najlepszym przyjacielem. Dlatego kiedy powiedział mi, że jesteś jego siostrą ulżyło mi. To na tyle. Teraz wiesz już wszystko - powiedział po czym widocznie mu ulżyło.
- To naprawdę słodkie - uśmiechnęłam się - tylko, że ja już mam chłopaka - powiedziałam trochę zawstydzona.
- Prze przepraszam - wyjąkał - nie wiedziałem - dodał po chwili milczenia.
- Nic się nie stało. Nie mogłeś tego wiedzieć - uśmiechnęłam się lekko - pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - podeszłam do niego.
- To znaczy, że będziemy przyjaciółmi? - spytał nie śmiało i z nadzieją w głosie.
- Jeśli tego chcesz - uśmiechnęłam się i go przytuliłam a on odwzajemnił uścisk. W tym momencie drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do mojego pokoju.
 - A ty co tu robisz z moją siostrą? - kiedy go usłyszeliśmy odsunęliśmy się od siebie.
- Nic - odpowiedział Lucas. Po jego minie było widać, że jest zażenowany całą tą sytuacją.
- Jak nic przecież widzę - zaśmiał się co rozładowało napiętą atmosferę.
- Właśnie zostaliśmy przyjaciółmi - wyjaśniłam.
- No pięknie - westchnął - moja siostra i mój najlepszy przyjaciel właśnie się zaprzyjaźnili a ja nic o tym nie wiedziałem - uśmiechnął się.
- Teraz będziesz musiał znosić nasz kłótnie - zwróciłam się do Luce'a.
- Przecież my się nie kłócimy - odwrócił się do mnie i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jak sobie chcesz - prychnęłam - a teraz do rzeczy po co tu przyszedłeś?
- Obudzić cię - zachichotał.
- To się spóźniłeś - zauważyłam.
- No niestety - udał zasmuconego - A tak serio to przyszedłem zabrać cię na śniadanie.
- Już jadłam - kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie, że właściwie to nie jadłam tylko piłam.
- Ale wiesz, że - zawahał się - zwykłe jedzenie nie zaspokaja pragnienia - dodał jednym tchem.
- Wiem - uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam jego zaskoczoną minę.   
- Spoko dałem jej krwi - wytłumaczył mu Luce.
- Okay - powiedział dalej trochę zszokowany.
- Jeszcze jedno. Rose Thomas już wrócił i cię szukał - poinformował mnie.
- To ja do niego pójdę  - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Odprowadzić cię? - spytał mój nowy przyjaciel.
- Nie, dziękuje sama trafie - odpowiedziałam grzecznie i wyszłam z pokoju.
* Oczami Jace'a*

- Co powiedziałeś jej? - spytałem kilka minut po tym jak moja siostra opuściła pomieszczenie.
- No - odpowiedział bez entuzjazmu.
- I co? - zadałem kolejne pytanie.
- I nic. Powiedziała mi, że ma chłopaka.
- To faktycznie słabo - przyznałem mu rację.
- Przynajmniej powiedziała, że zostanie moją przyjaciółką - uśmiechnął się lekko.
- To dobrze a teraz chodź bo jak się dowie, że siedzimy w jej pokoju to mnie zabije.
- To ciebie a nie mnie - zaśmiał się a ja razem z nim.
- Żarty żartami ale my na prawdę musimy już iść bo skrzyczy nas obu - uśmiechnąłem się i razem moim przyjacielem opuściliśmy pokój.