sobota, 19 września 2015

Rozdział 33 - Wyścigi

Szliśmy w ciszy - która wcale mi nie przeszkadzała - trzymając się za ręce. Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Było tam ślicznie. Staliśmy nad brzegiem jeziora za, którym był las. Wyglądało to na prawdę magicznie.
- I jak podoba ci się? - spytał Thomas, kiedy rozkładał koc na trawie.
- Bardzo - podziękowałam mu całusem w policzek i usiadłam na kocu. Po chwili mój chłopak do mnie dołączył.
- To dobrze - uśmiechnął się i objął mnie w tali i przyciągnął do siebie po czym złączył nasze usta w pocałunku.
- A to za co? - spytałam kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- To muszę mieć jakiś powód, żeby pocałować moją dziewczynę?  - uśmiechnął się z wyższością.
- Nie. Chyba nie - odwzajemniłam uśmiech. Po czym położyłam się i patrzyłam w niebo. Oczywiście Thomas zrobił to samo co ja kilka sekund temu.
- Co tam widzisz? - szepnął mi do ucha.
- Małe lwiątko - wskazał palcem chmurę, o której mówiłam.
- Masz rację - potwierdził - teraz spójrz tam - wskazał mi ręką kierunek, w którym mam patrzeć.
- O to słodkie - powiedziałam kiedy zobaczyłam chmurę w kształcie serca - i romantyczne - dodałam po chwili.
- Ja zawsze jestem słodki i romantyczny - zaśmiał się.
- I skromny - również się zaśmiałam.
- Tylko żartowałem. Za to ty jesteś najsłodsza, najaromatyczniejsza i   w ogóle najlepsza - na te słowa zrobiłam się czerwona jak burak co próbowałam ukryć włosami - i najpiękniejsza nawet jak się rumienisz - odgarnął mi włosy z twarzy. 
- Przestań - powiedziałam jeszcze bardziej się czerwieniąc, jeśli to w ogóle możliwe. Z tej niezręcznej sytuacji wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Jace.
- Przepraszam cię na chwilę - powiedział do Thomasa i odeszłam od niego kawałek. Odebrałam telefon.  
- Tak braciszku? - zaczęłam słodko.
- Gdzie jesteście? - spytał trochę zakłopotany.
- Nad jeziorem - odpowiedział zaskoczona jego pytaniem - stało się coś?
- Nie. Ale jest dzisiaj uroczystość na którą koniecznie musimy jechać. Dlatego zabieraj swojego ukochanego i wracajcie do zamku. Jak najszybciej.
- Dobra już - powiedziałam i zakończyłam połączenie. Wróciłam do Thomasa.
- Co się stało kochanie? - spytał kiedy zobaczył moją minę. 
- Nic. Tylko musimy już wracać do zamku.
- Czemu?
- Bo mój kochany braciszek nie powiedział mi o jakiejś uroczystości na której mam się zjawić. 
- Widzisz to są obowiązki królewny - uśmiechnął się a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.
- Dobra koniec tej zabawy. Musimy się zbierać - powiedziałam poważnym tonem.           
- Dobrze już to zbieram - powiedział po czym złożył koc i wziął go do ręki.
- Możemy iść?
- Po co iść możemy biec będzie szybciej.
- Nie wiem czy za mną nadążysz - zażartowałam.
- To się jeszcze okaże - odgryzł się.
- Proponujesz mi wyścig?
- Tak - uśmiechnął się triumfalnie.
- Jak chcesz ale jak się zgubie to będzie twoja wina - rzuciłam oskarżycielsko.
- Jak będziesz biec za mną to się nie zgubisz - jego uśmiech nie zniknął. Dlatego chciałam wygrać i zetrzeć mu go z twarzy.
- Dobra koniec gadania. Zaczynamy - powiedziałam i zaczęłam biec.  Po chwili Thomas biegł koło mnie dlatego przyspieszyłam, a on zrobił to samo. Po kilku minutach takich przepychanek byliśmy na miejscu.
- Wygrał - wytknęłam mu język.
- Oczywiście, że tak królewno - podszedł i mnie przytulił.
- A ty co taki zgodny? - spytałam zdziwiona jego zachowaniem.
- Bo dałem ci wygrać - uśmiechnął się zwycięsko.
- Ta jasne - rzuciłam niedbale - chodźmy już bo Jace się wkurzy - powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw.
- A tak właściwie to dokąd idziemy?
- Ja do mojego brata a ty to właściwie nie wiem - puściłam jego rękę - jesteś wolny.
- Pójdę z tobą jeśli nie masz nic przeciwko.
- Oczywiście, że nie chodźmy - złapałam jego rękę i splotłam ze sobą nasze palce.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz