sobota, 10 października 2015

Rozdział 36 - Wybór nauczyciela
Wróciliśmy do domu jakoś nad ranem. Tuż przed wschodem słońca. To była naprawdę długa i męcząca noc ale mimo tego nie żałuje, że pojechałam na ten bal. Bawiłam się naprawdę dobrze. Wracając do dnia dzisiejszego. Wstałam o 16:30 spała bym dłużej lecz ktoś (czytaj Jace) musiał mnie obudzić. Bo jak stwierdził  mam coś ważnego do zrobienia. Z tego powodu gdzieś idziemy chyba do taty ale nie jestem pewna. Moje przypuszczenia potwierdziły się kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jego gabinetu.
- Cześć tato - wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą - zobacz kogo ci przyprowadziłem - z uśmiechem wskazał na mnie.
- Dobrze. Siadajcie - wskazał na dwa krzesła przed swoim biurkiem. Wykonaliśmy jego polecenie i usiedliśmy przed nim  - Jak już wiesz musisz zacząć lekcje - zwrócił się do mnie na co ja skinęłam - dlatego tu jesteście. Chodzi o wybór nauczyciela dla ciebie Rosalie. Chciałbym móc uczyć cię osobiście niestety mam za dużo obowiązków i za mało wolnego czasu. Więc sami rozumiecie. Co do zajęć fizycznych myślę, że Jonathan spokojnie mógł by cię wszystkiego nauczyć. Oczywiście jeśli chce się podjąć tego zadania - spojrzał pytająco na swojego syna.
- Z miłą chęcią nauczę moją młodszą siostrzyczką jak się bronić - z uśmiechem zmierzwił mi włosy.
- Dziękuje. Kontynuując Jace nauczy cię '' zdolności fizycznych"  jeśli w ogóle coś takiego istnieje - zaśmiał się a my razem z nim - no wiecie o co mi chodzi - starał się wyjaśnić, oczywiście wiem o co mu chodzi. On miał być czymś w stylu mojego nauczyciela  wychowania fizycznego - ale nie ukrywajmy, że do nauki historii i kultury on się nie nadaje
- Niby czemu? - oburzył się.
- Synu nie ukrywajmy tego nigdy nie byłeś dobry z tych przedmiotów. Dlatego musimy znaleźć Rose porządnego nauczyciela, który się na tym zna. Przygotowałem kilka propozycji - podsunął nam kartki - może kogoś wybierzecie. Oczywiście mam swoich faworytów ale chciałem poznać też wasze opinie. Szczególnie twoją Rose - siedzimy przez kilka minut w ciszy i oglądamy zgłoszenia kandydatów. Co kilka minut rzucając jakieś propozycje.
- Może ta? - spytałam wskazując na młodą kobietę ( na oko jakieś dwadzieścia pięć lat) o jasnych włosach i niebieskich oczach.
Nauczycielka ze zgłoszenia

- Myślę, że to dobry wybór. Kiedyś  przyjaźniłem się z nią - przyznał tata.
- Tak kiedy? - zainteresował się Jace.
- Jakieś sto lat temu - odparł ze śmiechem.
- To rzeczywiście dawno - przyznałam. Tata się zaśmiał.
- Masz rację - zgodził się - to co dzwonić do niej? Nie wiem czy się zgodzi ale zawsze można spróbować. To co? - spojrzał na nas pytająco.
- Dzwoń - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Okay - wybrał numer - włączam na głośnik.
- Halo? - odezwała się kobiecy głos ze słuchawki.
- Cześć Alice. Pamiętasz mnie jeszcze? 
- Victor? - w jej głosie słychać było zaskoczenie.
- Tak - odpowiada spokojnie.
- Czemu zawdzięczam ten telefon? - spytała dalej zdziwiona.
- Ty byłaś kiedyś nauczycielką prawda? - zaczął trochę nie pewnie.
- Tak, a co?
- Chciałbym, żebyś uczyła moje dziecko historii i kultury naszego gatunku - wyjaśnił - oczywiście jeśli chcesz - dodał po chwili.
- Jonathana? On powinien już skończyć  szkołę o ile się nie mylę - przyznała.
- Nie, nie Jonathana masz rację on już skończył szkołę. Chodzi mi o Rosalie.
- O twoją odnalezioną po latach córkę?
- Tak, nie wiedziałem, że wieści się tak szybko rozchodzą.
- To teraz już wiesz. Wracając do twojej propozycji to z miłą chęcią będę ją uczy. Dalej mieszkasz w Londynie?
- Tak dalej w tym samym miejscu.
- To dobrze. Będę jutro. Lepiej, żebyś miał dla mnie przygotowany pokój - zagroziła na żarty.
- Dla ciebie apartament  oczywiście - zażartował.
- No mam nadzieję. To do zobaczenia
- Do jutra - rozłączył się.
- Mari - zawołał tata.
- Tak panie? - do pomieszczenia weszła kobieta, którą już
wcześniej widziałam. Jest służącą taty.
- Przygotuj apartament dla naszego jutrzejszego gościa, proszę  - oznajmił.
- Oczywiście -  powiedziała i wyszła.
- To co siostrzyczko koniec wolnego. Zaczynasz naukę - odezwał się Jace.
- Niestety.
- Nie marudź i tak masz mniej nauki niż twoi rówieśnicy i wszystko w przyśpieszonym tempie - skarcił mnie brat.
- Oj dobra ale to nie ty chodziłeś przez ponad dziesięć lat do normalnej szkoły - oburzyłam się.
- Masz racje nie chodziłem - przyznał mi rację - a teraz już chodźmy.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz