sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 22- Opowieści
 
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - krzyknęłam i odsunęłam się od Jace.
- Mari powiedziała mi, że cię tu znajdę - powiedział nowo przybyły  patrząc na mojego brata.
- Cześć - Jonathan podszedł do niego i przywitał się.
- Twoja nowa dziewczyna? - spytał patrząc na mnie.
- Nie. To moja siostra, Rosalie - spojrzał na mnie - to jest Lucas - wrócił wzrokiem do swojego znajomego.
- Mów mi Luce - podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
- Rose - uścisnęłam jego rękę.
- Idziesz? - spytał Luce patrząc na Jace. On wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. 
- Jeśli chcesz może pójść z nami. Emily też będzie -mówił jakby mnie tutaj nie było.
- Kim jest Emily? - spytałam patrząc na Jace.
- Emily to siostra Luce'a - uśmiechnął się.
- To co idziesz z nami? - spytał Luce.
- Nie. 
- To ja z tobą zostanę - zaproponował Jace patrząc na mnie.
- Nie musisz. Możesz iść.
- Nie. Zostaję z tobą - oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jak chcesz - rzuciłam od nie chcenia.
- To jak ty nie idziesz to ja też nie - odezwał się Lucas. 
- Pójdziemy jutro - powiedział Jace a Luce kiwnął głową i wyszedł.
- To co chcesz teraz robić? - spytał Jonathan.
- Iść spać - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Będziesz musiała się przestawić - spojrzałam na niego pytająco -  wampiry śpią w dzień bo słońce nas niszczy - odpowiedział.
- Dobra ale dzisiaj idę spać normalnie.
- Dzisiaj ci wybaczę - uśmiechnął się do mnie.
***
Następnego dnia po śniadaniu razem z Jace'm poszliśmy do naszego taty.
- Cześć dzieciaki co chcieliście? - spytał wesoło kiedy weszliśmy do pokoju.
- Tato mówiłem ci już, że nie jestem dzieckiem - oburzył się.
- Dla mnie zawsze nim będziesz - uśmiechnął się - ale postaram się już więcej was tak nie nazywać. To po co przyszliście?
- Chciałam cię o coś spytać. - po raz pierwszy się odezwałam.
- Tak? - spytał zaciekawiony ojciec. 
- Jaka była mama?
- Wasza mama była cudowna kobietą. Troskliwą, opiekuńczą, odważną i trochę tajemniczą. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać jej zalety ale nie mogę przed wami ukrywać, że miała też wady. Zresztą jak każdy z nas. Była strasznie uparta zresztą tą cechę prawdopodobnie oboje po niej odzie czyliście. Była też ciekawska co przeszło na naszą córkę - uśmiechnął się - Macie jeszcze jakieś pytania? 
- Jedno - powiedziałam a tato spojrzał na mnie i powiedział bezgłośnie mów - Dlaczego powiedziałeś mi, że nazywam się Rosalie Richardson? Znaczy rozumiem dlaczego mam inne nazwisko tylko nie wiem dlaczego nie mogę być Magdaleną Richardson - po tym jak to powiedziałam zaczęłam się zastanawiać: czy to w ogóle miało sens? 
- Chodzi ci o to dlaczego masz na imię Rosalie? - upewnił się a ja kiwnęłam głową - Powód jest bardzo prosty twoja mama tak chciała bo bardzo podobało się jej to imię.
- Dziękuje to wszystko co chciałam wiedzieć. Na razie.
- To do zobaczenia a teraz idźcie już spać. 
- Jeszcze jedno - odezwał się Jace.
- Tak? - Jace podszedł do niego i powiedział mu coś na ucho. Tata przytaknął a mój brat wrócił na swoje poprzednie miejsce. 
Wyszliśmy z pokoju.
- Dobra ja idę do siebie a ty idź do swojego pokoju i dobrze się wyśpij bo dziś w nocy czeka cię niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo i odwrócił się w drugą stronę. 

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 21 - Apartament
 
Podeszłam do bagażnika i otworzyłam go. Chciałam wyciągnąć moją walizkę ale Jace mnie uprzedził.
- Nie powinnaś sama nosić walizki - uśmiechnął się i wyciągnął moją walizkę z samochodu.
 - Jakoś cały czas to robiłam i nic mi się nie stało - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. 
- Nie chodzi mi o to, że ma ci się coś stać tylko o to, że nie powinnaś tego robić Rose - usprawiedliwił się.
- Niby dlaczego Jace? - spytałam akcentując ostatnie słowo.
- Później ci powiem - spojrzał na Thomas'a.
- Dobra chodźmy już - powiedziałam lekko zdenerwowana i poszłam w stronę zamku. Thomas wyciągnął swoją walizkę i poszedł za mną.
- Idziesz? - rzuciłam do Jace tylko dlatego, że miał moją torbę.
- Tak - powiedział i podbiegł do nas.
***
Doszliśmy do jakiegoś pokoju. 
- O to twój apartament pani - Jace otworzył drzwi i ukłonił się. Zaczęłam się z niego śmiać.
- No co? - spytał zdziwiony - Przyzwyczajaj się - uśmiechnął się tajemniczo. 
- Do czego? 
- Do takiego zachowania w końcu jesteś królewną - powiedział jakby to było coś oczywistego.
- Kim? - spytałam z niedowierzeniem. 
- Córką króla - posłałam mu pytające spojrzenie - nasz ojciec Victor jest królem my jesteśmy jego dziećmi. Czyli ty jesteś królewną a ja królewiczem. To proste.
- Niby tak - wzruszyłam ramionami. 
- Zrozumiesz to wszystko kiedyś zrozumiesz - uśmiechnął się. 
- Możesz mi coś powiedzieć? - spytałam nie pewnie.
- Zależy co 
- Jaka była mama?
- Nie znałem jej dobrze bo miałem trochę ponad rok jak umarła. Myślę, że tata mógłby ci więcej o niej powiedzieć. Możesz pójść go o nią spytać. Jeśli chcesz mogę pójść z tobą - kiwnęłam głową na znak, że chcę. 
- Ale nie dzisiaj.
- Jak chcesz - zgodził się ze mną.
- Gdzie tu jest łazienka - spytałam po chwili milczenia.
- Tam - wskazał ręką jakieś drzwi. Wyciągnęłam z mojej walizki piżamkę i odwróciłam się w stronę wskazanych drzwi,
- Zaczekasz 10 minut? - spytałam odwracając się do brata.
- Jeśli chcesz to zaczekam.
- Dziękuje - powiedziałam i weszłam do łazienki. 
Pomieszczenie było ogromne i jasne. Podeszłam do umywalki i przemyłam twarz wodą i wtedy uświadomiłam sobie, że nie wzięłam kosmetyczki. 
- Jace - zawołałam.
- Tak? - odkrzyknął.
- Przyniesiesz mi kosmetyczkę? - w tym momencie zdałam sobie sprawę, że sama mogłam po nią pójść. 
- Gdzie jest? - usłyszałam z pokoju. 
- W torbie. Powinna być na wierzchu - krzyknęłam. 
- Proszę - powiedział. Uchylił drzwi od łazienki i włożył rękę z moją kosmetyczką przez szparę.
- Dziękuje jesteś najlepszy - powiedziałam i wzięłam moją rzecz.
Wyciągnęłam mydło i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę. Potrzebowałam chwili, żeby przemyśleć wszystko co się dzisiaj wydarzyło. To tak: moi rodzice nie są moim rodzicami, jestem królewną, mam brata i jeszcze parę innych nie zrozumiałych rzeczy. Chciałam to wszystko sobie poukładać ale mi się nie udało dlatego wyszłam z pod prysznica. Ubrałam piżamę, wzięłam brudne ubrania i wyszłam z łazienki. 
- No jesteś w końcu. Zaczynałem się martwić.
- Przepraszam potrzebowałam chwili, żeby to wszystko przemyśleć - wytłumaczyłam się.
- Nic nie szkodzi wyobrażam sobie, że to może być dla ciebie trudne - wstał i podszedł do mnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - przytuliłam go. 

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 20 - Brat

- Gdzie się zatrzymałaś? 
-  W hotelu niedaleko.
- Moja siostra nie może mieszkać w hotelu. Przeprowadzisz się tutaj. Pogadam z tatą na pewno coś się dla ciebie znajdzie. 
- Nie, to nie potrzebne - powiedziałam lekceważąco - nie chcę robić problemu.
- Jaki to problem? Przez 18 lat nie widziałem mojej siostry chciałbym cię teraz poznać dlatego chcę, żebyś tu zamieszkała - powiedział bardzo szczegółowo.
- Mogę tu zostać na jakiś czas ale nie obiecuję, że tu zamieszkam.
- Dobrze - uśmiechnął się - Mari - zawołał i zaraz obok niego pojawiła się jakaś kobieta.
- Tak panie? - ukłoniła się przed nim.
- Przygotuj apartament - powiedział spokojnie.
- Oczywiście będzie gotowy za pół godziny - powiedziała, ukłoniła się i odeszła.
- Słyszałaś możesz się wprowadzić za 30 minut - uśmiechnął się odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Mam mieszkać w apartamencie? - spytałam zdziwiona.
- No a co myślałaś, że pozwolę mojej siostrze mieszkać w jakimś byle pokoju. Jeśli tak to byłaś w błędzie - uśmiech nie znikał z jego twarzy - chodź jedziemy do tego hotelu po twoje rzeczy.
- Oki ale musimy iść jeszcze po Thomasa.
- Po co? - spytał zdziwiony.
- Bo to z nim tu przyjechałam - powiedziałam lekko podniesionym głosem.
- Dobra jak chcesz - powiedział obojętnie. 
Po kilku minutach znalazłam Thomasa. 
- Kim on jest? - spytał kiedy mnie zobaczył z Jace'em.
-To jest Jace mój yyy ... - nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Brat - dokończył za mnie.
- Serio? - spytał z niedowierzeniem Thomas.
- Tak - odpowiedziałam - przyszłam po ciebie bo chcę jechać do hotelu po moje rzeczy.
- Po co?
- Bo się tu przeprowadza - wtrącił się Jace.
- Dobra to jedźmy - mruknął Thomas.
***
Po 15 minutach staliśmy przed hotelem.
- Tata nie mówił, że nie mamy odchodzić zbyt daleko? - spytałam.
- Mówił i co z tego? - wzruszył ramionami - Po za tym my tu nie przyszliśmy tylko przyjechaliśmy. 
- Chodźcie już po te rzeczy - powiedział Thomas i poszedł w stronę drzwi.
- Już - krzyknęłam i poszłam za nim ciągnąc za sobą Jace.
- Możesz mnie puścić - powiedział lekko wkurzony. Puściłam jego rękę. 
Weszliśmy do naszego hotelowego pokoju. Wzięłam swoje rzeczy co nie zajęło mi dużo czasu bo nie zdążyłam się rozpakować i wyszłam z pokoju. 
- Idziesz z nami? - spytałam Thomasa.
- Nie - odpowiedział smutno - tam jest twoje miejsce nie moje. Znalazłaś już swoją rodzinę i mnie nie potrzebujesz.
- Oczywiście, że cię potrzebuję - powiedziałam szczerze - Jace możesz zostawić nas samych? - zwróciłam się do brata.
- Jasne będę czekać na parkingu - powiedział i wyszedł z korytarza. 
- Dziękuje - krzyknęłam za nim - proszę cię jedź tam ze mną nie chcę być sama - powiedziałam tym razem do Thomas'a.
- Nie będziesz sama masz tam ojca i brata - stwierdził oschle. 
- Tak ale znam ich od kilku godzin. Ciebie znam trochę dłużej dlatego chcę, żebyś ze mną tam pojechał.
- Dobra ale robię to tylko dlatego, że cię kocham - uśmiechnął się - ale nie licz no to, że tam zamieszkam. 
- Dobrze dziękuje ci - uśmiechnęłam się.
- To jedźmy - powiedział i wyszedł z korytarza. Poszłam za nim. Na parkingu czekał Jace. 
- Jedziemy? - spytał.
- Tak - odpowiedziałam wesoło.
***
Zatrzymaliśmy się przed zamkiem. 

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 19 - Rozmowa
 
- Jak się masz? - spytał mężczyzna.
- Dobrze chyba - odpowiedziałam niepewnie.
- Chyba? - po raz pierwszy odezwała się kobieta wyraźnie zmartwiona.
- Tak. Po prostu nie mam o niczym pojęcia. Nikt mi nigdy nic nie mówi. I jeszcze jestem tu nie wiem z jakiego powodu. Ty mi mówisz, że jestem twoją córką - wskazałam mężczyznę - Nic z tego nie rozumiem. 
- Masz rację to dość skomplikowane. Może zacznę od początku - głos zabrał mężczyzna a kobieta wyszła z pokoju - Jestem Victor Richardson król wampirów a ty jesteś Rosalie Richardson. 
- Nie prawda nazywam się Magdalena Nowak - przerwałam mu a on się zaśmiał. 
- Oczywiście, że tak myślisz bo ludzie, którzy cię wychowali nie powiedzieli ci kim tak naprawdę jesteś - kontynuował.
- Oni nigdy by mnie nie okłamali - znowu mu przerwałam.
- Nie mogli ci nic powiedzieć bo o niczym nie wiedzieli - powiedział spokojnie - mogę ci opowiedzieć jak to naprawdę było jeśli tylko chcesz.
- Tak proszę. 
- 18 lat temu byłem strasznie głupi. Kiedy twoja matka zaszła w ciążę postanowiłem, że oddamy cię śmiertelnikom. W tedy po prostu zostawiliśmy cię pod drzwiami ludzi, których uważasz za swoich rodziców, ale zdałem sobie sprawę, że to było złe. Od tamtego momentu co raz częściej zaczynałem się zastanawiać co się z tobą dzieje, gdzie jesteś itd. Dlatego postanowiłem cię od szukać. Niestety nie wiedziałem gdzie mieszkasz, dopiero w tym roku się tego dowiedziałem. W tedy wysłałem po ciebie moich poddanych Thomasa i resztę. Kiedy zadzwonił i powiedział mi, że chyba cię znalazł byłem bardzo szczęśliwy i od razu kazałem mu cię tu przywieść. 
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - przerwałam mu.
- Wiedziałem, że zadasz to pytanie - uśmiechnął się - Thomas zadzwonił i powiedział, że nie może odczytać twojego wzoru. W tedy pomyślałem, że to naprawdę może być moja córka.
- Jaki to ma związek? 
- Jesteś zupełnie jak twoja matka ona też zawsze chce wszystko wiedzieć. Wracając do twojego pytania, nie mógł odczytać twojego wzoru ponieważ należysz do rodziny królewskiej - posłałam mu pytające spojrzenie - nasze wzory są zamazane dlatego nie można ich odczytać. Zresztą nie tylko nasze wszystkie rodziny królewskie mają ukryte wzory. W celu ochrony.
- Przed kim?
- Przed innymi gatunkami. Masz jeszcze jakieś pytania? 
- Tylko jedno. Ta kobieta, która tu siedziała jest moją matką?
- Nie. Twoja matka zmarła po twoich narodzinach. To właśnie dlatego cię oddałem bo nie wiedziałem czy dam radę cię wychować - urwał i posmutniał. 
- To nie twoja wina - podeszłam do niego a on złapał mnie za rękę. 
- Fajnie, że tak myślisz, ale przeze mnie nie poznałaś swojej rodziny.
- Jakiej rodziny? - spytałam zdziwiona.
- Elizabeth - zawołał. W progu stanęła jakaś kobieta.
- Tak panie? - spytała kłaniając się.
- Zawołaj mojego syna.
- Oczywiście - ukłoniła się i wyszła. Po kilku minutach w drzwiach stał młody mężczyzna. 
- Cześć tato co chciałeś? - zapytał jeden z nich. - Chciałem ci kogoś przedstawić - spojrzał na mnie - To jest Rosalie. 
- Ale ona jest podobna do mamy - stwierdził chłopak.
- Masz rację - poparł go Victor.
- Przepraszam zapomniałem się przedstawić Jonathan Richardson ale mów mi Jace - uśmiechnął się - Tato mogę ją już zabrać? 
- Tak synu tylko  nie odchodźcie zbyt daleko. 
- Dobrze - Jace podszedł do mnie złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju. 
- Widziałaś już zamek? - spytał kiedy wyszliśmy.
- Nie - odpowiedziałam nie pewnie.
- No  to ci go pokarzę.
- Dobrze - odpowiedziałam.