sobota, 2 stycznia 2016

Epilog

*Kilka miesięcy później* 
Wszystko się układa. Nadal ćwiczę z Jace'm i mam lekcję z Alice. Niestety nie utrzymuję kontaktu z moją "starą" rodziną. Tata i mój brat skutecznie mi to uniemożliwiają. Mówią, że nie jestem gotowa, że mogę się nie powstrzymać i zrobić im krzywdę i bla bla bla. Dlatego dodatkowo mam zajęcia z samokontroli, które polegają na wprowadzeniu jakiegoś zakrwawionego człowieka a ja mam się powstrzymać i na niego nie rzucić . Oczywiście kiedy to robię on jest zabierany, żeby nie stała się mu krzywda. Nie lubię tych zajęć ale to jedyny sposób, żeby odwiedzić moją rodzinę. Nie chcę do nich wracać bo teraz tu jest mój dom, chce ich tylko zobaczyć sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku. Znaczy mogę do nich zadzwonić ale to nie to samo.
Z Thomasem jesteśmy po ślubie. Układa nam się. Mieszkamy razem w moim apartamencie. Tata chciał nam kupić dom ale się nie zgodziłam ponieważ tutaj jest mi dobrze. Nie potrzebuję własnej willi.
Lucas mimo tego co mi kiedyś powiedział jest moim przyjacielem.  Nawet znalazł sobie dziewczynę. Ma na imię Vanessa i razem wyglądają tak słodko.
Alice też jest moją przyjaciółką. Na początku Jace'owi się to nie podobało bo ona jest moją nauczycielką ale później nie robił tego problemów. Nawet bardzo się polubili.
No i na koniec co się dzieję z moim ukochanym braciszkiem. To tak nasze kontakty się nie zmieniły nadal jest najlepszym starszym bratem na świecie. Przynajmniej dla mnie. Teraz muszę się nim dzielić z uroczą blondynką o imieniu Caroline - jego dziewczyną. Lubię ją i  w pełni akceptuje ich związek.
I tak przedstawia się moje życie jako wampir.
 

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 45 - Zbiorowy trening

Stoimy na dziedzińcu przed zamkiem i czekamy na resztę znajomych Jonathana. Znaczy staliśmy kilka metrów od siebie, ponieważ co chwilę ktoś podchodzi do niego i wita się a ja nie chcę mu przeszkadzać. Rozmawiają chwilę po czym ta osoba odchodzi. I tak w kółko. To już chyba dziesiąta osoba, która robi dokładnie to samo. Powoli zaczynam mieć tego dość. Czy ci ludzie naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty? Chyba, że to ich jakiś obowiązek, żeby przywitać się z następcą tronu ( jak to doniośle brzmi a chodzi tylko o mojego brata) albo są to jego znajomi. Nie wiem.
- Hej, Rose - z moich rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos, mianowicie głos Thomasa - Wszystko w porządku? - pomachał mi ręką przed twarzą.
- Tak, w porządku - odezwałam się.
- Jesteś pewna? Nie wyglądasz dobrze.
- Dzięki - prychnęłam.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Zawsze pięknie wyglądasz tylko ugh ... no rozumiesz - jąkał się aż nie możliwe on się jąkał.
- Wiem żartuję przecież - kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze - wracając do twojego pytania wszystko ze mną dobrze po prostu się zamyśliłam -  wytłumaczyłam.
- To co idziemy? - koło nas zjawił się Jace - Tak w ogóle to czemu zwiałaś siostrzyczko? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Przecież nie uciekłam tylko odsunęłam się trochę.
- Mniejsza o to. Powiesz mi dlaczego?
- No bo nie chciałam ci przeszkadzać - spojrzałam na swoje buty, które teraz wydawały się bardzo interesujące.
- Nigdy mi nie przeszkadzasz siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam - to jak możemy już iść? - skinęłam twierdząco głową. Na co on odwrócił się i poszedł w nieznanym mi kierunku. Chwyciłam Thomasa za rękę i ruszyłam za nim.
- Ej, idziemy - krzyknął ktoś kiedy zobaczył, że wychodzimy. Wszyscy ruszyli za nami. Chwilę później szliśmy na czele dość sporej grupy wampirów. Po paru minutach marszu znaleźliśmy się na jakiejś polanie. Kojarzę skądś to miejsce ale nie mam pojęcia skąd.
- Jesteśmy - szepnął mi do ucha mój chłopak.
- No to jak dzielimy się na grupy i zaczynamy? - krzyknął Jace, który w tym momencie stał na jakimś kamieniu i mówił do zgromadzonych. W odpowiedzi prawie wszyscy krzyknęli "tak".
Po jakiś piętnastu minutach wszyscy byli podzieleni a Jace tłumaczył mi zasady. Chodziło mniej więcej o to, że osoby z dwóch przeciwnych drużyn "biły się" czyli trenowały ze sobą i jak to oni zrobili z tego zawody. Drużyna która przegra więcej "pojedynków" co raczej jest logiczne przegrywa. Zwycięzcy wymyślają przegranym jakieś zadanie do wykonania. Pierwszy walczył Lucas z jakimś chłopakiem, którego nie znam.
- Raz, dwa, trzy - odliczył Jace i wskazał na zwycięzcę, którym okazał się Luke. Wpisali punkty na tablicę. Nie wiem nawet skąd ją wzięli ale to nic.
Po jakiś dwóch godzinach skończyli wszystkie walki. Akurat ja nie brałam w tym udziału ponieważ jak to stwierdził mój brat : jestem za słaba i leżałabym w ciągu trzech sekund. Z racji takiej, że nie bardzo mi zależało na biciu się z kimś nie kłóciłam się z nim. Wygrana drużyna wymyśliła, że przegrani muszą przebiec trzy razy wokół zamku w bieliźnie jutro w południe. Mieli to zrobić dzisiaj ale, że jest ciemno i nikt by ich nie widział to przełożyli to na jutro. No nie powiem to mogłoby być zabawne.
















sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 44 - Rozkaz
 
Wróciłam do mojego pokoju, w którym czekał nie to inny jak mój kochany starszy braciszek Jonathan. Siedział na moim łóżku i robił coś na telefonie.
- Hej - przywitałam się z nim.
- O hej - podniósł głowę znad telefonu - czekałem na ciebie - odłożył urządzenie i wstał z łóżka.
- No co ty nie powiesz - prychnęłam sarkastycznie - Nie domyśliła bym się.
- Oj nie bądź zła.
- Jak mam nie być zła skoro wchodzę do pokoju a ty tu siedzisz. I jakby nigdy nic sobie na mnie czekasz - powiedziałam lekko zdenerwowana jego zachowaniem.
- Dobra przepraszam następnym razem cię uprzedzę. Teraz mogę już powiedzieć ci po co przyszedłem?
- Mhm - mruknęłam w odpowiedzi.
- Przyniosłem ci ubrania.
- Po co? Przecież mam całą szafę ubrań - wskazałam ręką na ogromną garderobę, która znajdowała się w moim pokoju.
- Tak ale przyniosłem ci ubrania na trening.
- Jaki trening? - zdziwiłam się.
- Mamy dzisiaj trening o siedemnastej. Oczywiście masz się tam zjawić - uśmiechnął się tajemniczo.
- Z kim mamy trening? - zaakcentowałam przed ostatnie słowo.
- Z moimi kolegami i innymi wampirami ze szkoły - wyjaśnił.
- A ja mam tam być ponieważ...?
- Ja tego chcę. I jesteś moją siostrzyczką, która musi się nauczyć walczyć a w większej grupie będzie ci łatwiej - wyjaśnił.
- Co jeśli ja nie chcę?
- Nie masz wyjścia - wzruszył obojętnie ramionami - Spokojnie nic ci się tam nie stanie. Ochronie cię jakby coś - uśmiechnął się - To jak pójdziesz z nami?
- Sam przed chwilą powiedziałeś, że nie mam wyboru.
- No i to mi się podoba - uśmiechnął się - przyjdę po ciebie za dziesięć piąta. Bądź gotowa bo nie będzie mi się chciało na ciebie czekać.
- Dobra teraz możesz już wyjść - wskazałam ręką drzwi.
- Już mnie wyganiasz? - udał obrażonego.
- Nie ale wyjdź - zaśmiałam się.
- Dobra już wychodzę. Tylko nie zapomnij o treningu.
- W porządku będę pamiętać a teraz wyjdź w końcu - nalegałam, żeby opuścił pomieszczenie. Właściwie nie wiem dlaczego po prostu chciałam, żeby go tu nie było.
- Już nie wściekaj się tak. Wychodzę - pomachał mi i nareszcie opuścił mój pokój. Usiadłam przed biurkiem i włączyłam laptopa. Sprawdziłam moje portale społecznościowe po czym zamknęłam komputer i położyłam się do łóżka. Włączyłam telewizor i oglądałam jakieś beznadziejne reality show kiedy wybiła szesnasta i musiałam wstać i ubrać się. Zabrałam ubrania, które przyniósł mi Jace i poszłam do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, wytarłam się i założyłam przygotowany zestaw. Zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w wysoki kucyk. Po czym wróciłam do pokoju. Była równo za dziesięć piąta kiedy ktoś zapukał do pokoju. Poszłam otworzyć z przekonaniem, że to Jace. Oczywiście nie pomyliłam się bo przed drzwiami stał właśnie on.
- To jak siostrzyczko idziemy? - spytał nie witając się.
- Tak - odpowiedziałam i wyszła.







sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 43 - Następna lekcja

- To o czym będę się uczyć dzisiaj? -  spytałam ciekawa tematu dzisiejszego tematu zajęć.
- Myślałam o dziedziczeniu tronu. Co ty na to? - spojrzała na mnie.
- Jak dla mnie w porządku.
- Okay to od początku. Będę tłumaczyć to na przykładzie twojej rodziny jeśli nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, że nie. Możesz kontynuować.
- Władze dziedziczy najstarsze dziecko obecnego władcy. Nie zależnie od jego płci. W wypadku kiedy panujący król nie ma dzieci następnego przywódcę wybierają  osoby, które znaczą coś w królestwie. Czyli taka jakby szlachta.
- Co jaki czas zmienia się władza? - przerwałam jej zadając pytanie.
- Właśnie miałam to powiedzieć - zaśmiała się cicho - Zmienia się co sto lat. Oczywiście są wyjątki. Jak na przykład kiedy obecnemu władcy się coś stanie wtedy bez zwłocznie zasiada na tronie jego najstarsze dziecko. Jeśli on też zginie to młodsze dziecko i tak dalej.
- Nie rozumiem - wyznałam.
- Wytłumaczę ci na waszym przykładzie. Jeśli Victor czyli twojemu ojcu nie daj Boże coś się stanie to tron obejmie Jace jeśli i on zginie ty będziesz rządzić. Teraz rozumiesz?
- Tak. Myślę, że tak - odpowiedziałam.
- To dobrze. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - spytała.
- Chyba nie - zastanowiła  się - albo jednak tak.
- Mów więc.
- Co by było gdyby wszyscy z królestwa zginęli? - wymyśliłam hardkorowy scenariusz.
- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia - uśmiechnęła się lekko - Jeszcze nigdy nic takiego nie miało miejsca. Ale jedno muszę ci przyznać wyobraźnie to ty masz rozwiniętą.
- Wcale nie. Tak mi po prostu przyszło do głowy - przyznałam.
- Powiedzmy, że ci wierzę - poszerzyła swój uśmiech - Jeszcze tylko jedno i możesz iść. Żeby zostać królem musisz mieć skończone dwadzieścia pięć lat. Jak zawsze są wyjątki ale to zdarza się bardzo rzadko dlatego nie będę ci tłumaczyć. No to by było na tyle.
- To do zobaczenia - wstałam z krzesła i skierowałam się do drzwi.
- Przyjdę do ciebie później i ustalimy datę i godzinę następnego spotkania.
- W porządku.
- No to cześć - pomachała mi a ja opuściłam jej pokój.
Kierowałam się do "mojego królestwa" kiedy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - wybełkotałam patrząc w górę. Spostrzegłam brązowe tęczówki Lucasa. Cofnęłam się o krok, żeby nie stać tak blisko niego.
- W porządku nic się nie stało to moja wina - wyjaśnił patrząc na mnie - O Rosalie nie poznałem cię.
- Bez przesady aż tak się nie zmieniłam przez ten jeden dzień - zażartowałam.
- Nie o to mi chodziło. Zresztą nie ważne - machnął ręką - Co ty tu robisz?
- Z tego co wiem to mieszkam - wzruszyłam ramionami - A tak serio to właśnie wracam z lekcji do swojego pokoju - wytłumaczyłam.
- Chodzisz na lekcje? - zdziwił się.
- Tak do Alice. Jace ci nie wspominał?
- Nie. Raczej nie zdarza nam się rozmawiać o tobie - uśmiechnął się.
- Dobra to ja już pójdę jeśli nie masz nic przeciwko.
- Oczywiście, że nie. Możesz już iść mam nadzieje, że spotkamy się w niedalekiej przyszłości.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się i poszłam do mojego pokoju.





















sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 42 - Kurde, zapomniałam

Weszłam do mojego pokoju. Byłam zbyt zmęczona, żeby teraz brać prysznic. Dlatego tego nie zrobiłam. Przebrałam się tylko w jakąś za dużą koszulkę i położyłam się do łóżka. Nawet nie wiem, w którym momencie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
- Wstawaj księżniczko - próbował mnie obudzić nie kto inny jak Jace. Odwróciłam się i udawałam, że go tu nie ma - Młoda nie ma tak łatwo - ściągnął ze mnie kołdrę tym samym zwalając mnie z łóżka- Wstawaj - podniosłam się z podłogi i usiadłam na swoim łóżku.
- Yhy - wymamrotałam - która godzina?
- 9:00 - odpowiedział - a teraz wstawaj - powtórzył rozkaz.
- Już, zadowolony? - spytałam wstając.
- Tak a teraz ubieraj się i idź na lekcje do Alice - oznajmił.
- Kurde, zapomniałam - przyznałam się.
- Wiem bo była u mnie.
- Po co? Przecież mogła od razu przyjść do mnie.
- Była u ciebie  ale spałaś i nie chciała cię budzić. Dlatego przyszła do mnie.
- A ty przyszedłeś po mnie i postanowiłeś, że mnie obudzisz? - upewniłam się.
- Dokładnie, siostrzyczko - uśmiechnął się.
- Dobra to wyjdź bo chce się ubrać - starałam się go wygonić z mojego pokoju.
- Masz się spotkać z Alice za godzinę w jej pokoju - oznajmił jakby nigdy nic, dlatego spiorunowałam go wzrokiem - Już idę - wyszedł z pokoju. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej miętową bluzkę z lekko przedłużonym tyłem i szare rurki. Z przygotowanymi ubraniami poszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po chwili poczułam na skórze ciepłe krople wody. Użyłam mojego ulubionego żelu pod prysznic o zapachu wanilii i szamponu pachnącego truskawkami. Po jakiś dziesięciu minutach wyszłam na posadzkę i owinęłam się ręcznikiem. Założyłam wcześniej wybrane ubrania. Moje włosy starannie wysuszyłam i związałam w wysokiego kucyka. Wytuszowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk na usta po czym wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegarek była za dziesięć dziesiąta. Co znaczyło, że mam jeszcze kilka minut do umówionego spotkania. Mimo to postanowiłam już wyjść. Po drodze założyłam jeszcze miętowe trampki i poszłam do pokoju Alice. Zapukałam.
- Proszę - usłyszałam zza drzwi.
- Cześć, to tylko ja - weszłam do pokoju.
- Hej, siadaj - poleciła. Usiadłam na krześle, które stało na przeciwko jej biurka.
- Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać ale zapomniałam o naszym spotkaniu. Jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam - zaczęłam się tłumaczyć.
- Przestań już przepraszać - uciszyła mnie - nic się nie stało każdemu może się zdarzyć. Zapomnijmy o tym dobrze? - skinęłam twierdząco głową - Teraz zaczynajmy lekcje oczywiście jeśli jesteś w stanie - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Czemu mam nie być w stanie? - zawahałam się - Co Jace ci powiedział? - przypomniałam sobie, że wcześniej rozmawiała z moim bratem.
- Tylko to, że byliście wczoraj na kręglach i ledwo wróciłaś do pokoju. Poinformował mnie też, że mam cię za bardzo nie męczyć bo jesteś na kacu - uśmiech nie znikał z jej twarzy wręcz się poszerzył.
- Przesadził. Nie było ze mną tak źle z resztą to ja go do domu prowadziłam a nie na odwrót.
- Ściemniasz znam go od jego narodzin i wiem, że on nigdy by się nie doprowadził do takiego stanu - przerwała mi.
- No dobra trochę podkoloryzowałam tę historię. Wszyscy wróciliśmy normalnie o własnych siłach - wyjaśniłam.
- Dobra nie mieszam się w wasze rodzinne kłótnie. To jak zaczynamy? Chyba, że nie jesteś w stanie - zaśmiała się cicho - zawsze możemy to przełożyć.
- Nie wszystko w porządku możemy zaczynać - odpowiedziałam i też zaczęłam się śmiać.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 







 
 
 
 


sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 41 cz. 2 - Kręgle

- Idę po drinka. Przynieść ci? - po kilku minutach odezwał się Thomas.
- Yhy - mruknęłam.
- O nie młoda ty nie pijesz - wtrącił się Jace a mój chłopak stanął zapewne nie wiedząc co ma zrobić.
- Rodzic się znalazł. Pozwól jej. Chyba dorosła jest - w mojej obronie o dziwo stanęła Emily - Ile ty w ogóle masz lat? - to pytanie skierowała do mnie.
- 18 - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dobra możesz się napić ale tylko ten jeden raz. Tylko przynieś mi też - zwrócił się do Thomas'a.
- Okay - odpowiedział i poszedł do baru.
- Co ty taki troskliwy się zrobiłeś? - zapytał mojego brata Lucas.
- Zawsze taki jestem w stosunku do mojej młodszej siostrzyczki - spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.
- Cieszcie się, że to nie wy jesteście jego "młodszą siostrzyczką" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu i odwzajemniłam uśmiech mojego brata.
- Nie przesadzaj przecież nie może być aż tak źle - próbował się wybronić.
- Uwierz, że może - w tym momencie przyszedł Thomas z drinkami dla wszystkich. Spojrzałam na niego pytająco.
- Pomyślałem, że od razu przyniosę wszystkim - wyjaśnił i postawił tacę na stole.
- Jakiś ty wspaniałomyślny - skomentował Luce.
- Koniec tej sprzeczki - ingerowała Emily.
- Przecież to nie była sprzeczka - zaczął tłumaczyć jej brat.
- Nie ważne co to było, kończcie to  i grajcie - odezwałam się.
- Jak chcesz kochanie - zakończył dyskusję Thomas i poszedł rzucić.
Graliśmy jeszcze kilka godzin po czym opuściliśmy kręgielnie. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do zamku. Szliśmy w milczeniu.
- Dziękuję wam za wspólną zabawę - cisze przerwał Thomas - Teraz muszę iść. Mam nadzieję, że następnym razem też będziecie o mnie pamiętać - podszedł do mnie - Pa kochanie - wyszeptał i pocałował mnie w policzek - Do zobaczenia - rzucił do reszty i poszedł do swojego domu.
- Cześć - odkrzyknęli.
- No to chłopak dobrze powiedział pamiętajcie o nas następnym razem - zwrócił się do Jace.
- Oczywiście, przyjacielu - odpowiedział mu.
- To do zobaczenia - pożegnał się i zgarniając swoją siostrę skręcił w korytarz prowadzący do ich pokoi.
- No na razie - mój brat pomachał im na pożegnanie.
Szliśmy dalej nie odzywając się do siebie. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed moim pokojem.
- To cześć - powiedziałam i chciałem wejść do pomieszczenia ale Jace mnie zatrzymał.
- Nie tak szybko siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie.
- Co chcesz?
- Hmm no nie wiem - udał, że się zastanawia - może podziękowań za wspaniale spędzony wieczór.
- Dziękuję - powiedziałam od nie chcenia.
- Może ładnie podziękuj? - zasugerował.
- Dziękuję ci kochany braciszku za wspaniale spędzony wieczór - powiedziałam - Zadowolony? - spytałam sarkastycznie.
- Teraz tak - znowu się uśmiechnął .
- No to teraz możesz już iść - stwierdziłam.
- Skoro masz mnie dość to idę - udał obrażonego.
- Nie mam cię dość tylko jestem zmęczona i chce już iść spać - wytłumaczyłam.
- Dobra, nie tłumacz się. Dobranoc siostrzyczko.
- Dobranoc braciszku - odpowiedziałam i weszłam do mojego pokoju.












sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 41 - Kręgle

Po skończonym przemówieniu Jace podszedł do mnie i prowadził za grupą innych wampirów. Szliśmy w milczeniu ale nie była to nie zręczna cisza.
- Hej śliczna - podszedł do nas Thomas.
- Witaj przystojniaku - pocałowałam go w policzek.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli porwę twoją małą siostrzyczkę?- to pytanie skierował do Jace.
- Zależy co chcesz z nią robić - odparł jakby mnie w ogóle tu nie było.
- Nic na co ty jak i ona byście się nie zgodził - uśmiechnął się - prawda kochanie? - tym razem spojrzał na mnie.
- Oczywiście - również się uśmiechnęłam.
- No dobra możesz ją porwać. Tylko oddaj mi ją później - zaśmiał się.
- Nie ma sprawy - odpowiedział mój chłopak po czym złapał za rękę i gdzieś poprowadził. Zatrzymaliśmy się przy grupce jakiś wampirów.
- Chciałem ci przedstawić parę osób - szepnął - Zacznijmy od początku to jest Bella moja przyjaciółka i siostra Eric'a - wskazał na brunetkę po prawej od nas - który stoi gdzieś tam - machnął ręką w stronę grupy wampirów - to właśnie przez niego się poznaliśmy. Obok niej stoi jej chłopak Tylor - kontynuował - jak  i mój najlepszy przyjaciel. Jest dla mnie prawie jak brat. Reszty nie będę ci przedstawiać ponieważ znasz ich z Polski - prawie zakończył - Zapomniałbym o najważniejszym ta piękna dama - wskazał na mnie - to moja dziewczyna - zwrócił się do swoich przyjaciół.
- A gdzie Jarek? - spytałam trochę zdziwiona brakiem jego osoby.
- Właściwie to on ma na imię Josh ale mniejsza o to. Został z twoją przyjaciółką.
- Dlaczego? - dalej nie rozumiałam.
- Bo ją kocha - odpowiedziała mi o ile się nie mylę to Bella.
- Właśnie - podsumował Thomas - Nie mógł z nią tu przyjechać ponieważ śmiertelnicy nie mają tu wstępu - wyjaśnił.
- Nie rozumiem czemu jej nie przemieni, tak byłoby łatwiej - dodał Tylor.
- Też go o to spytałem. Odpowiedział, że za bardzo ją kocha by zrobić jej coś tak okrutnego jak to nazwał - powiedział jeden ze znajomych Thomas'a z Polski, oczywiście jego imienia nie pamiętam.
***
Siedzieliśmy w kręgielni, zajęliśmy wszystkie tory. Wyszło na to, że grałam z Thomas'em, Luck'em, Emily (siostrą Lucasa) i oczywiście z Jace'm. Kiedy przyszła moja kolej na rzucanie zarówno mój chłopak jak i brat chcieli mnie nauczyć jak powinno się rzucać. Odmówiłam. Jakie było ich zdziwienie kiedy zbiłam wszystkie kręgle. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia ich min. Były komiczne.
- Co myśleliście, że nigdy nie grałam w kręgle? - spytałam próbując powstrzymać śmiech.
- Oczywiście, że nie siostrzyczko ale to mogła być jedyna okazja, żeby Thomas mógł cię przytulić -  uśmiechnął się do mojego chłopaka.
- Nie byłabym tego taka pewne - robiąc mu na złość podeszłam do Thomas'a i wtulając się w niego pocałowałam go. Uśmiechnęłam się do brata.
- Dobra puść ją i rzucaj  - odezwała się Emily zirytowana naszym zachowaniem.
- Już idę. Zaraz wrócę kochanie - pocałował mnie w czubek głowy i podszedł do toru. Zbił 7 kręgli. Po czym wrócił do mnie, objął mnie w pasie i przytulił.
- Blee - skomentowała Emily z obrzydzeniem.
- Nie marudź - skarcił ją jej brat Luce.
- Po prostu im zazdrościsz. Jak dla mnie to słodkie - stwierdził Jace na co lekko się uśmiechnęłam - Teraz twoja kolej. Rzucaj -  ponaglił ją.